Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АвтомобилиАстрономияБиологияГеографияДом и садДругие языкиДругоеИнформатика
ИсторияКультураЛитератураЛогикаМатематикаМедицинаМеталлургияМеханика
ОбразованиеОхрана трудаПедагогикаПолитикаПравоПсихологияРелигияРиторика
СоциологияСпортСтроительствоТехнологияТуризмФизикаФилософияФинансы
ХимияЧерчениеЭкологияЭкономикаЭлектроника

Komizm sytuacyjny i słowny 7 страница

Читайте также:
  1. A Christmas Carol, by Charles Dickens 1 страница
  2. A Christmas Carol, by Charles Dickens 2 страница
  3. A Christmas Carol, by Charles Dickens 3 страница
  4. A Christmas Carol, by Charles Dickens 4 страница
  5. A Christmas Carol, by Charles Dickens 5 страница
  6. A Christmas Carol, by Charles Dickens 6 страница
  7. A Flyer, A Guilt 1 страница

Najbardziej jednak istotna jest dla snu demencja. Istnieją pewne swoiste sprzecz­ności tak naturalne dla wyobraźni śpiącego i tak szokujące dla rozumu przebudzonego człowieka, iż niemożliwością byłoby dać komuś dokładne i pełne tego pojęcie, gdyby sam tego był nie przeżył. Mam na myśli owo dziwaczne, będące dziełem snu stopie­nie się dwóch osób, które tworzą jedną,


 

 


chociaż każda pozostaje sobą. Zazwyczaj jedną z tych osób jest śpiący; czuje on, że nie przestał być tym, kim jest, niemniej stał się kimś innym. To on i nie on. Słyszy swój głos, widzi swoje ruchy, czuje wszakże, że ktoś inny pożyczył sobie od niego ciało i odebrał mu głos. Albo też będzie mówił i czynił jak zwykle, tyle że będzie mówił o sobie jak o kimś obcym, z którym nie ma sam nic wspólnego; będzie oderwany od siebie samego. Czyż nie odnajdujemy tego zastanawiającego pomieszania w niektórych scenach komicznych? Nie mówię o Amfitrio-nie, w którym wprawdzie owo pomieszanie jest zasugerowane umysłowi widza, lecz większość jego efektów komicznych pochodzi raczej z tego, co nazwałem „nałożeniem się dwóch ciągów na siebie". Mam na myśli niezwykłe i komiczne rozumowania, w któ­rych to pomieszanie występuje w stanie czystym, tak iż trzeba refleksyjnego wysiłku do jego wydobycia. Proszę posłuchać od­powiedzi, jakich udzielił Mark Twain prze­prowadzającemu z nim wywiad dziennika­rzowi: „Czy pan ma brata? — Owszem, nazywał się Bili. Biedny Bili! — A zatem umarł? — Tego właśnie nikt dobrze nie wie. Jakaś tajemnica ciąży nad tą sprawą. Zmarły i ja byliśmy bliźniakami. W dwa


tygodnie po urodzeniu kąpano nas razem w tym samym cebrzyku. Jeden z nas utonął, ale dotąd nie wiadomo który. Jedni myślą, że to,był Bili, inni, że to ja byłem. — To bardzo dziwne. A co pan sam myśli o tym? — Niech pan posłucha, zdradzę panu tajemni­cę, której nie odsłoniłem jeszcze przed nikim z żyjących. Jeden z nas miał szcze­gólny znak, ogromny pieprzyk na odwrocie lewej dłoni, to ja byłem tym dzieckiem i to dziecko właśnie utonęło..." 8li) Gdy się bliżej temu przyjrzeć, niedorzeczność tego dialogu okazuje się nie byle jaką niedorzecznością. Znikłaby bez śladu, gdyby opowiadająca osoba nie była jednym z bliźniaków, o któ­rych mowa; polega zaś na tym, że Mark Twain oświadcza, iż jest jednym z tych bliź­niaków, podczas gdy wyraża się tak, jakby był kimś trzecim, kto opowiada ich dzieje. Właśnie w ten sam sposób zachowujemy się w większości naszych marzeń sennych.

Po rozpatrzeniu tego ostatniego punktu komizm przybrał nieco inną postać niż dotychczas mu przypisywana. Jak dotąd, upatrywaliśmy w komizmie nade wszystko środek poprawczy. Zestawmy ciąg efektów


 

 

 


L

komicznych i wyodrębnijmy co pewien czas typy dominujące, a przekonamy się wówczas, że pośrednie efekty nabiorą ko­micznej mocy dzięki podobieństwu z owymi typami i że te typy są w równej mierze wzorami impertynencji skierowanymi prze­ciw społeczeństwu. Społeczeństwo odpo­wiada na te impertynencje śmiechem, co jest jeszcze większą impertynencją. Śmiech pozbawiony byłby więc życzliwości i za zło złem by się odpłacał.

A jednak nie to uderza nade wszystko we wrażeniu sprawianym przez rzecz śmiesz­ną. Postać komiczna jest często postacią, z którą zaczynamy sympatyzować dosłownie. Chcę przez to powiedzieć, że na krótką chwilę stawiamy się w jej położeniu, przej­mujemy jej gesty, słowa, czyny i że jeśli bawimy się jej śmiesznostkami, to zarazem zapraszamy ją, oczywiście w wyobraźni, do współudziału w tej zabawie: traktujemy ją zrazu jak kolegę. Jest więc u śmiejącego się, przynajmniej na pozór, wiele dobrodusz-ności, miłej jowialności, której nie powinniś­my lekceważyć. Jest zwłaszcza w śmiechu moment odprężenia, często podkreślany, którego rację powinniśmy znaleźć. Nigdzie indziej nie było to wrażenie tak silne jak w ostatnich przykładach. W tych przykła-


dach również znajdziemy jego wy tłumacze­nie.

Kiedy postać komiczna ciągnie swą myśl automatycznie, zaczyna w końcu myśleć, mówić, czynić, jak gdyby śniła. Otóż sen jest odprężeniem. Utrzymywanie kontaktu z ludźmi i z rzeczami, dostrzeganie jedynie tego, co jest, myślenie tylko o tym, co się odbywa, wszystko to wymaga silnego i nieprzerwanego napięcia intelektualnego. Zdrowy rozsądek jest właśnie tym napięciem. Wymaga trudu. Natomiast oderwanie się od rzeczy, a mimo to postrzeganie obrazów, zerwanie z logiką, a mimo to łączenie idej, jest po prostu zabawą lub, jeśli to komu bardziej odpowiada, lenistwem. Niedorzecz­ność komiczna sprawia tedy na nas przede wszystkim wrażenie gry idej. Przyłączyć się do tej gry jest naszym pierwszym odruchem. To uwalnia od trudów myślenia.

To samo można by rzec o wielu innych formach śmieszności. Istnieje w głębi ko­mizmu skłonność, jak już o tym mówiliśmy, do staczania się po łagodnych pochyłościach, do których najczęściej należy pochyłość przyzwyczajenia. Uśpiony przyzwyczajenia­mi człowiek przestaje starać się bez przerwy o dostosowanie się do społeczeństwa, którego jest członkiem. Rozluźnia uwagę, którą 15 — Śmiech


winien jest społeczeństwu. Upodabnia się do roztargnionego. Bardziej jednak chodzi tu o roztargnienie woli niż inteligencji..., i będę przy tym obstawał. Właśnie o roz­targnienie, a przez to o lenistwo! Człowiek tu zrywa z konwenansami tak, jak zrywał przed chwila, z logiką; sprawia wrażenie zajętego zabawą. I tu przyjęcie zaproszenia do lenistwa jest naszym pierwszym odru­chem. Przynajmniej na chwilę bierzemy w za­bawie udział. To uwalnia od trudów życia. Ale tylko na chwilę. Sympatia, która może się przedostać do wrażenia komicznego, jest przelotną sympatią. Ona także pochodzi z roztargnienia. Stąd czasem surowy ojciec zapominając o swoich zasadach przyłącza się do figli dziecka, by opamiętać się natych­miast, a je samo skarcić.

Śmiech jest nade wszystko środkiem po­prawczym, Wynaleziony dla poniżania, ma sprawiać na karconej osobie przykre wraże­nie. Za jego pośrednictwem społeczeństwo mści się za swobodę, na jaką wobec niego sobie pozwolono. Śmiech nie dopiąłby swego celu, gdyby nosił na sobie znamię sympatii lub dobroci.

Powie pewno ktoś, że przynajmniej intencje mogą być dobre, że często karci się kogoś dlatego, że się go kocha, oraz że śmiech


tłumiąc zewnętrzne przejawy pewnych ułom­ności zachęca nas dla naszego dobra do zwalczania w sobie owych wad i do we­wnętrznej poprawy.

Wiele dałoby się o tym powiedzieć. W ogólności, z grubsza rzecz biorąc, śmiech niewątpliwie spełnia pożyteczną funkcję. Wszystkie nasze analizy starały się to wyka­zać. Nie wynika stąd jednak, by ciosy za­dawane przez śmiech były zawsze sprawiedli­we ani by kierował się zawsze dobrocią lub sprawiedliwością.

Aby dobrze trafiać, potrzeba by wprzód zastanowienia. Otóż śmiech jest skutkiem mechanizmu założonego w nas przez naturę lub — co wychodzi na to samo — przez długotrwały nawyk życia społecznego. Ude­rza natychmiast, nie pozostając dłużnym w odpowiedzi. Nie ma czasu przyglądać się za każdym razem, w co trafia. Śmiech w podobny sposób karci wady, co pewne wybryki choroba: dotyka niewinnych, oszczę­dza winnych, dba o ogólny wynik i nie może każdego indywidualnego przypadku zaszczycać osobnym badaniem. I tak jest ze wszystkim, co dochodzi do skutku drogą naturalną, zamiast się kształtować w świa­domy, refleksyjny sposób. Sprawiedliwy będzie wynik przeciętny, uwzględniający


15*

 


całość poszczególnych przypadków, a nie pojedyncze okazy.

I w tym sensie śmiech nie może być bezwzględnie sprawiedliwy]"^ powtórzę, że również nie powinien być dobry. Ma onie­śmielać przez upokorzenie. Nie dopiąłby swego, gdyby natura w tym celu nic pozo­stawiła w najlepszych nawet ludziach nie­wielkich pokładów złości, a przynajmniej złośliwości. Być może jednak lepiej będzie nie zagłębiać się zanadto w te sprawy. Niezbyt pochlebne dla siebie rzeczy byśmy tam wykryli. Zobaczylibyśmy, że moment odprężenia czy ekspansji jest tylko wstępem do śmiechu, że wybuchający śmiechem po­wraca natychmiast do siebie, mniej lub bardziej dumnie afirmuje siebie i najchętniej widziałby w osobie drugiego marionetkę, której sznurki trzyma w swym ręku. W tej zarozumiałości szybko rozróżnilibyśmy nieco egoizmu oraz, za nim, coś o wiele mniej spontanicznego i bardziej gorzkiego: jakby rodzący się dopiero pesymizm, który utwierdza się coraz bardziej, im bardziej wyrozumowany staje się nasz śmiech.

Tu, jak gdzie indziej, natura posłużyła się złem jedynie dla dobra. Otóż dobro zaprzątało mą myśl przez cały tok tego studium. I tak okazało się, że społeczeństwo


w miarę doskonalenia się wymusza na swoich członkach coraz większą giętkość adaptacji, że tyrn łatwiej osiąga w głębi równowagę, im bardziej wypiera na powierzchnię za­burzenia występujące zawsze w tak wielkiej masie, i że śmiech pełni pożyteczną funkcję uwydatniając kształty niespokojnych falowań. W podobny sposób fale toczą na po­wierzchni toni bój bez wytchnienia, podczas gdy w głębinie panuje niezmącony spokój. Fale nacierają na siebie, zastępują sobie drogę, łakną równowagi, a biała, lekka i wesoła piana zaznacza, ich zmienne kon­tury. Odpływająca fala zostawia nieraz na piasku wybrzeża nieco takiej piany. Bawiące się opodal dziecko podbiega, by chwycić jej garstkę, i raptem, po chwili, staje zaskoczone: na dłoni pozostało mu zaledwie kilka kropel wody, i to bardziej nieczystych i gorzkich niż woda, którą fala przyniosła. Śmiech jest jak ta piana; jak ona powstaje i zaznacza na obrzeżach życia społecznego zaburzenia występujące na jego powierzchni; odmalo­wuje natychmiast ruchomy kształt owycli wstrząsów. On także jest pianą z dodatkiem soli, także skrzy się jak piana. Tak skrzy się wesele. Filozof, który sięga po nie, chcąc jego smak poznać, znajdzie nierzadko, w naj­mniejszej nawet dawce, sporo goryczy.


D*odatek do dwudziestego trzeciego wydania


Дата добавления: 2015-10-29; просмотров: 82 | Нарушение авторских прав


Читайте в этой же книге: Ekspansywna komizmu | Komizm sytuacyjny i słowny 1 страница | Komizm sytuacyjny i słowny 2 страница | Komizm sytuacyjny i słowny 3 страница | Komizm sytuacyjny i słowny 4 страница | Komizm sytuacyjny i słowny 5 страница |
<== предыдущая страница | следующая страница ==>
Komizm sytuacyjny i słowny 6 страница| O definiowaniu komizmu i o metodzie zastosowanej w tej«książce

mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.008 сек.)