Читайте также: |
|
Latem na różnych konferencjach i w ośrodkach NASA przedstawiliśmy wraz z Bakerem, razem lub osobno, zarys naszego planu, a ponadto opublikowaliśmy szczegółowy projekt misji w „Aerospace America" - miesięczniku przemysłu kosmicznego. Choć wszędzie, gdzie trafialiśmy, udawało się nam nawrócić część słuchaczy, przygotowania do kontrataku już trwały. Wpływowe kręgi w NASA, powiązane z programem sta-
102 • CZAS MARSA
cji kosmicznej, były nieprzychylne projektowi Mars Direct, gdyż pociągnął on za sobą rezygnację z budowy stacji i rozwoju technik orbitalnego montażu. Osobom w NASA przyjaźnie nastawionym do projektu Mars Direct zasugerowano, by trzymały się od niego z daleka, co spowolniło nasze działania. Wrogi stosunek do projektu Mars Direct okazywały również niektóre (lecz nie wszystkie) frakcje zajmujące się zaawansowanymi technikami napędu rakietowego: obawiano się o przyszłość prowadzonych prac i stawiano wyprawie na Marsa wymagania, którym mogłyby sprostać jedynie ich własne, przyszłe rozwiązania. Konieczność negowania zasadności takich wymogów dodatkowo spowolniła nasz pochód. Blitzkrieg przekształcał się w wojnę pozycyjną.
Temperament Bakera nie pasował do tak zaciekłych zmagań. Coraz bardziej oczywista stawała się konieczność zmiany intelektualnego paradygmatu, tymczasem biurokracja NASA, tępo obstająca przy swoich megafantazjach, wycenionych na 450 miliardów dolarów, sprawiała, że Kongres wciąż odmawiał finansowania SEI. Pesymizm Davida rósł. W lutym 1991 roku powrócił do studiów (Uniwersytet Kolorado), zdobył tytuł magistra i założył własną firmę konsultingową.
Będąc wiecznym optymistą, samodzielnie przemierzałem Stany Zjednoczone, wygłaszając dziesiątki wykładów, pisząc prace oraz liczne artykuły do rozmaitych czasopism. Administracja prezydenta Busha skłoniła wiele osobistości do współpracy w honorowym komitecie, zwanym Grupą Syntetyczną, pod przewodnictwem astronauty z misji Apollo, generała Tho-masa Stafforda. Komitet miał przedstawić nową koncepcję badań kosmicznych w miejsce nieszczęsnego Raportu 90-dnio-wego. Przedstawiłem grupie zarys projektu Mars Direct, a następnie starałem się przekonać do niego najważniejszych członków komitetu. Opublikowany w maju 1991 roku raport, przygotowany przez Grupę Syntetyczną4, przyniósł rozczaro-
4 T. Stafford i in.: America at the Threshold: Report of the Synthesis Group on Ame-rica's Space Exploration Initiative, U.S. Government Printing Office, Waszyngton, DC, maj 1991.
OPRACOWANIE PLANU • 103
wanie: grupa zignorowała idee Mars Direct i opowiedziała się za badaniami Marsa, wykorzystującymi olbrzymi statek kosmiczny na napęd jądrowy - nieznacznie unowocześniony pomysł Wernhera von Brauna z 1969 roku. Choć Mars Direct nie został wspomniany w raporcie, umieszczono w nim wiele fundamentalnych założeń mojego projektu. Montaż statku na orbicie został potraktowany jako zdecydowany minus planu. Natomiast możliwość spędzenia dłuższego czasu na Marsie uznano za plus - zauważono wreszcie, że od lądowania na Czerwonej Planecie i szybkiego powrotu ważniejsze jest dokonanie na niej czegoś pożytecznego. Wprawdzie do realizacji w pierwszej kolejności zaproponowano misję opozycyjną (wymagającą dużego zużycia paliwa i krótkiego okresu przebywania na powierzchni), co w oczywisty sposób świadczy o pozostałościach konserwatywnego rozumowania, niemniej przyjęto, że wszystkie następne wyprawy będą misjami ko-niunkcyjnymi (niskie zużycie paliwa, długi pobyt na powierzchni). Moja propozycja wykorzystania procesów chemicznych do produkcji na Marsie paliwa metanowo-tlenowego została uznana za godną opracowania, nawet gdyby miała zostać wykorzystana dopiero w dalszych misjach. Wszystko to świadczyło o postępie. Jesienią 1991 roku na horyzoncie pojawiło się jaśniejsze światło: najbardziej wartościowy członek Grupy Syntetycznej, Mikę Griffin, został powołany na stanowisko dyrektora NASA ds. badań kosmicznych, któremu podlegały prace związane z SEI. Spotkałem się z opinią, że Griffin jest osobą obdarzoną intelektem oraz zupełnie odmienną od typowych biurokratów o ograniczonych umysłach; pomyślałem sobie: „gdybym tylko mógł się do niego dostać..." Do Grif-fina nie miałem dostępu, więc przeprowadziłem atak na jego przyjaciół, z których niektórzy byli jednocześnie moimi przyjaciółmi. W końcu w czerwcu 1992 roku dostałem się do gabinetu Griffina, gdzie mogłem zaprezentować koncepcję Mars Direct Poszło mi zupełnie nieźle. Griffin czytał kilka moich artykułów i miał w związku z nimi parę pytań, na które udzieliłem odpowiedzi. Zadzwonił do Billa Ballhausa (Al Schallen-muller nie zajmował się już wówczas inicjatywą SEI), prezesa
104 • CZAS MARSA
ds. cywilnych systemów kosmicznych Martin Marietta, i „poprosił" go o przeznaczenie do mojej dyspozycji funduszy na opracowanie bardziej szczegółowego zarysu koncepcji Mars Direct, który miał być przedstawiony podlegającej Griffinowi grupie planistów w Centrum Kosmicznym im. Johnsona (JSC) NASA. (Trzeba wiedzieć, że w przemyśle lotniczym i kosmicznym „prośba" ze strony dyrektora NASA traktowana jest znacznie poważniej niż zwykłe prośby). Griffin wkrótce się przekonał, że i ta jego prośba została potraktowana poważnie.
Wszystko potoczyło się gładko, ponieważ - o czym wówczas nie wiedziałem - projekt Mars Direct spodobał się Griffinowi na tyle, że sam go zaprezentował nowo mianowanemu dyrektorowi NASA, Danowi Goldinowi, który również dołączył do grona zwolenników. W rezultacie, gdy w październiku 1992 roku pojawiłem się w JSC z wykładem na temat Mars Direct, zastałem dobrze przygotowanych słuchaczy.
Grupa badawcza z JSC wysłuchała mnie i pozytywnie odniosła się do przedstawionych propozycji, choć nie bez zastrzeżeń. Pojawiły się głosy, że całkowita masa wyprawy została zaniżona i że załoga powinna składać się z sześciu osób, więc należałoby użyć rakiety nośnej o większej mocy niż Ares. Dave Weaver, główny projektant wyprawy, był też podejrzliwie nastawiony wobec uzależnienia misji od produkcji materiałów napędowych na Marsie. Co prawda wytwarzanie paliwa na Marsie ma zakończyć się przed wysłaniem astronautów, więc załodze nie grozi uwięzienie na powierzchni obcej planety, lecz projekt by się nie powiódł, gdyby nie udało się wyprodukować materiału napędowego. Poszliśmy do gabinetu Weavera, gdzie długo dyskutowaliśmy i w końcu wypracowaliśmy kompromisowe, nie budzące jego wątpliwości rozwiązanie.5 Projekt ten nazwałem Niemal bezpośrednio na Marsa (ang. Mars Semi-Di-rect, patrz: rys. 3.2). Przewiduje on trzy starty w czasie każdej misji: najpierw wysłanie na powierzchnię Marsa pojazdu star-
5 R. Zubrin, D. Weaver: Practical Methods for Near-Term Piloted Mars Missions, AIAA 93-2089, 29th AIAA/ASME Joint Propulsion Conference, Monterey, Kalifornia, 28-30 czerwca 1993. Przedruk: „Journal of the British Interplanetary So-ciety", lipiec 1995.
OPRACOWANIE PLANU • 105
towego, samodzielnie zaopatrującego się w paliwo, wraz z licznym sprzętem i zapasami; następnie umieszczenie na wysokiej orbicie areocentrycznej kabiny powrotnej dla załogi wraz ze stopniem rakiety o napędzie chemicznym (metan/tlen); i wreszcie wysłanie na powierzchnię Marsa załogi w module mieszkalnym. Zgodnie z tym planem nie jest konieczne wytworzenie paliwa w ilości niezbędnej, by umożliwić powrót załogi bezpośrednio z powierzchni Marsa na Ziemię, a jedynie tyle, by marsjański pojazd startowy zdołał wynieść załogę na wysoką orbitę areocentryczną na spotkanie z orbitującą kabiną powrotną i chemicznym stopniem napędowym, który przetransportuje astronautów z powrotem na naszą planetę. Marsjański pojazd startowy jest lekki, tak że gdy wyposaży się go w pełny zapas paliwa, nie obciążając niczym innym, może zostać wysłany na powierzchnię Marsa przy użyciu jednej ciężkiej rakiety nośnej. Gdyby więc nie powiodła się lokalna produkcja materiału napędowego, można uratować program za pomocą startu czwartej rakiety nośnej. Projekt Mars Semi-Direct mniej mi się podobał od pierwotnego pomysłu Mars Direct, gdyż ograniczenie zastosowania paliwa wytworzonego na Marsie prowadziło także do zmniejszenia osiągniętych korzyści. Zamiast dwóch startów i dwóch statków kosmicznych plan Mars Semi-Direct przewiduje trzy starty i trzy statki, a każdy dodatkowy start oraz pojazd znacznie podraża misję. Ponadto jako element drogi powrotnej wprowadza spotkanie na orbicie mar-sjańskiej o krytycznym znaczeniu dla powodzenia wyprawy. Pomimo wszystko projekt Mars Semi-Direct stanowił ogromny postęp w stosunku do wcześniejszych propozycji NASA: wszystkie ładunki wysyłane bezpośrednio za pomocą rakiet nośnych, rezygnacja z orbitalnego montażu wielkich statków kosmicznych, długi pobyt na powierzchni Marsa z wykorzystaniem lokalnych zasobów - począwszy od pierwszej wyprawy. Był to kompromis, ale kompromis sensowny i możliwy do przyjęcia. Mikę Duke i Humbolt „Hum" Mandell, osoby stosunkowo wysoko postawione w JSC, szybko stali się gorącymi rzecznikami projektu Mars Semi-Direct, który błyskawicznie zdobył w JSC wielu zwolenników.
106 • CZAS MARSA
W 1993 roku Weaver powołał spory zespół badaczy z wielu ośrodków NASA. Zadaniem zespołu było szczegółowe opracowanie projektu Mars Semi-Direct. Uczestniczyłem w tych pracach jako doradca. W dużym zespole ponownie wyraźnie uwidoczniły się tendencje odśrodkowe. Przedstawiciele rozmaitych programów badawczych starali się nagiąć projekt tak, by zapewnić swoim pracom jak największe znaczenie. Kierowanie zespołem w zasadzie niewiele różniło się od zaganiania owiec do stada. Zespół zdołał jednak opracować - rozdęty wprawdzie, lecz nadający się do realizacji - plan, będący rozbudowaną wersją koncepcji Mars Semi-Direct. Plan trafił następnie do tej samej komisji, która oceniła koszty realizacji Raportu 90-dniowego na 450 miliardów dolarów. Analiza obejmowała zaprojektowanie i zbudowanie wszelkiego potrzebnego sprzętu, w tym rakiety nośnej o większej mocy niż Ares, i wysłanie trzech misji na Marsa; nie zakładano żadnego dzielenia kosztów opracowania wyposażenia misji mar-sjańskiej z misjami księżycowymi. Bilans zamknął się kwotą 55 miliardów, co stanowi jedną ósmą kosztów pierwotnego planu, zawartego w Raporcie 90-dniowym. W lipcu 1994 roku o prowadzonych pracach dowiedział się „Newsweek"; na jego okładce pojawiło się pytanie: „Czyżby załogowa wyprawa na Marsa?", a wewnątrz informacja: „Dysponujemy już potrzebnymi technologiami, a cena 50 miliardów dolarów wydaje się bardzo korzystna w porównaniu z poprzednią, dziesięciokrotnie wyższą".
Wśród osób zajmujących się problemem panuje zgoda co do tego, że projekt, odwołujący się do koncepcji Mars Direct, jest jedynym wykonalnym planem wysłania ludzi na Marsa, biorąc pod uwagę względy finansowe, technologiczne i polityczne. Mars Direct to plan dla nas, a nie dla przyszłych pokoleń. Załogowa misja na Marsa może zostać zaprojektowana przez współczesnych inżynierów i zrealizowana z udziałem żyjących dziś astronautów.
W następnym rozdziale przyjrzymy się dokładniej projektowi Mars Direct, krok po kroku, analizując wszystkie jego elementy i zastanawiając się, co oferuje nie tylko w kwestii wysłania lu-
OPRACOWANIE PLANU • 107
moduł mieszkalny i (bez zatogt)
MAV (bez zatogi)
ERV (bez zatogi) roki
Mars
3 (z załogą)
(bez zatogi)
(bez zatogi)
rok 3
[»Qo
(z załogą)
Rys. 3.2. Kolejne etapy misji Mars Semi-Direct. Co dwa lata startują trzy rakiety nośne. Jedna wyśle na Marsa astronautów w module mieszkalnym, pozostałe dwie - ładunki bezzałogowe: marsjański pojazd startowy (MAY, ang. Mars Ascent Yehicle) i statek powrotny (ERY, ang. Earth Return Yehicle). Gdy nadchodzi czas powrotu na Ziemię, załoga wsiada do MAY i rusza na spotkanie z krążącym po orbicie ERY, by przesiąść się do niego i dotrzeć na jego pokładzie na Ziemię. W pierwszym roku misji zostaje wysłany moduł mieszkalny bez załogi, stanowiąc rezerwowy moduł mieszkalny dla pierwszej załogi, która przybywa w module mieszkalnym wysłanym w trzecim roku misji.
dzi na Marsa, lecz także pod względem badań, kolonizacji oraz przekształcenia Czerwonej Planety.
108 • CZAS MARSA
MARS UNDERGROUND
Czasami niewielka grupa osób może przekrzyczeć panujący zgiełk, jak bez wątpienia udało się to w przypadku projektu wyprawy na Marsa.
Dziesięć lat po zakończeniu misji Apollo projekty wysłania ludzi na Marsa zeszły w NASA na plan dalszy, gdyż agencja starała się przede wszystkim zbudować zdatny do latania prom kosmiczny. W NASA prawie w ogóle nie prowadzono prac nad załogowymi badaniami Marsa, lecz na początku lat osiemdziesiątych w środowisku osób związanych z badaniami kosmosu zaczęto snuć rozważania, dotyczące wysłania ludzi na Czerwoną Planetę. Była to przede wszystkim zasługa grupy osób, zwanej Marsjańskim Podziemiem (Mars Undergro-und). Aby zrozumieć, w jaki sposób zrodziło się to podziemie, musimy cofnąć się do 1978 roku, sennego okresu przejściowego między stacją Skylab a promem kosmicznym. Ostatni lot misji Apollo odbył się w lipcu 1975 roku. Nie był to lot na Księżyc, lecz tylko na niską orbitę okołoziemską, na spotkanie z radzieckim statkiem. Pomiędzy lotem ostatniej ekspedycji załogowej na stację Skylab w listopadzie 1973 roku a startem statku Apollo w 1975 roku nie wysłano w przestrzeń kosmiczną żadnego amerykańskiego astronauty. Sondy Voya-ger, mające za zadanie zbadać olbrzymie gazowe planety, najdalszych sąsiadów Ziemi w Układzie Słonecznym, wyruszyły w kosmos w 1977 roku; rok później sondy Pioneer--Yenus l i 2 poleciały na Wenus, gdzie miały dotrzeć pod koniec 1978 roku. Prom kosmiczny wystartował dopiero w kwietniu 1981 roku. W każdym razie rok 1978 był dla badaczy kosmosu okresem stosunkowo sennym, pobudzającym żywe umysły do podejmowania dziwacznych rozważań, na przykład o przekształcaniu planet. Wtedy właśnie Chris McKay, pracujący nad rozprawą doktorską z astrogeofizyki na Uniwersytecie Kolorado, zaczął prowadzić seminarium na temat terraformowania Marsa.
Pomysł seminarium narodził się podczas dyskusji na korytarzach i sesji piwnych w stołówce dla doktorantów, podczas
OPRACOWANIE PLANU • 109
których omawiano nędzne, lecz intrygujące wyniki badań sond Viking. Mars sprawiał wrażenie planety pozbawionej życia, ale sądzono, że mógł ponownie stać się ciepły i wilgotny dzięki rozumnemu zastosowaniu inżynierii planetarnej podczas terra-formowania. Do McKaya przyłączyli się: Carol Stoker, koleżanka McKaya z astrogeofizycznych studiów doktoranckich; Penelope Boston, studentka biologii i dawna znajoma McKaya; Tom Meyer, prezes ł właściciel firmy inżynierskiej oraz przyjaciel McKaya z dawnych lat; informatyk Steve Welch oraz grupka innych - w sumie około 25 osób. Charles Barth, dyrektor Laboratorium Fizyki Atmosfery i Przestrzeni Komicznej Uniwersytetu Kolorado w Boulder, odgrywający rolę mentora i doradcy, pomógł zespołowi przekształcić nieformalne dyskusje w formalne seminarium, zatytułowane „Możliwości zamieszkania na Marsie".
Podczas pierwszego semestru uczestnicy seminarium zrozumieli, zgodnie z delikatnymi sugestiami Bartha, że zagadnienie terraformowania Marsa było zbyt poważnym tematem nawet dla słuchaczy studiów doktoranckich. Zdali sobie także sprawę z tego, że"choć dysponowali licznymi teoriami, mieli skąpe dane. Bez większej ilości danych dyskusje na temat terraformowania Marsa, choć intrygujące i ciekawe, prowadziły donikąd. Potrzeba było więcej informacji, możliwych do uzyskania jedynie podczas załogowej wyprawy na Marsa: o obecnej atmosferze, o atmosferze w przeszłości, o substancjach lotnych, zasobach naturalnych itd. Grupa zaczęła więc interesować się perspektywą wysłania ludzi na Marsa w bliskiej przyszłości i przedstawiła swe wnioski we Wstępnym raporcie grupy badawczej Marsa. Barth dostarczył raport do centrali NASA, a wkrótce potem zaczęły się rozchodzić wieści, że w Boulder grupa doktorantów z entuzjazmem i rozumnie prowadzi badania możliwości wysłania ludzi na Marsa oraz terraformowania tej planety. Niektórzy uczestnicy seminarium ciułali pieniądze i pakowali się do samochodów, by odwiedzać rozmaite konferencje na temat badań kosmicznych, gdzie czasami udawało się spotkać kogoś dzielącego ich pasję, zarażonego entuzjazmem, wizją i inteligencją grupy z Boulder.
110 • CZAS MARSA
Wiosną 1980 roku na konferencji Amerykańskiego Towarzystwa Astronautycznego (AAS, ang. American Astronautical Society] w Waszyngtonie McKay i Boston natknęli się na Leonarda Davida. Przez ostatnich parę lat David zajmował się organizowaniem studenckich spotkań, poświęconych badaniom kosmicznym, i w związku z tym słyszał o ekipie z Boulder. McKay, Boston i David szybko się dogadali i zaczęli omawiać badania Marsa, a na koniec David zasugerował, że należy zorganizować konferencję na temat badań Marsa przez ludzi. Powierzenie organizacji konferencji, poświęconej badaniom planet, grupie dwudziestoparoletnich doktorantów było raczej nowatorskim pomysłem; stwierdziwszy jednak: „a dlaczegóż by nie?", garstka marsjańskich entuzjastów (którzy rzeczywiście nie mieli nic do stracenia) przystąpiła do ostrożnego planowania. McKay, Boston, Welch, Meyer, Stoker oraz Roger Wilson, również student Uniwersytetu Kolorado, zaczęli tworzyć listę interesujących tematów i potencjalnych prelegentów. Stosując znane tylko doktorantom partyzanckie metody, zdołali skopiować w około stu egzemplarzach zawiadomienia o planowanej konferencji i je rozesłać. Ku sporemu zdziwieniu organizatorów prędko zaczęły nadchodzić zgłoszenia - zarówno od osób pragnących uczestniczyć w konferencji, jak i od badaczy, którzy chętnie zabraliby głos. Zaczerpnąwszy nazwę z brzemiennego w skutki artykułu „The Case for Humans on Mars", opublikowanego w 1978 roku przez Bena Clarka, naukowca z misji Yiking, pod koniec kwietnia 1981 roku grupa z Boulder zorganizowała pierwszą konferencję z cyklu Case for Mars.
W konferencji ostatecznie uczestniczyło zaledwie około 100 osób, lecz dla organizatorów było to wielkie zgromadzenie, ponieważ dotychczas członkowie grupy z Boulder czuli się niczym samotni wędrowcy na dzikich pustkowiach i sądzili, że niewiele osób posiadających odpowiednią wiedzę interesuje się rozpoczęciem poważnych badań nad wysłaniem ludzi na Marsa. Tymczasem znaleźli się tacy na konferencji, na której dyskutowano o wykorzystaniu zasobów planety, systemach podtrzymywania funkcji życiowych i możliwych napędach
OPRACOWANIE PLANU • 111
rakietowych. Uświadomienie sobie, że więcej osób dzieli ich pasję, było dla grupy z Boulder przeżyciem pokrzepiającym, ekscytującym i wyzwalającym. Z Waszyngtonu przyjechał Leonard David z pakunkiem czerwonych znaczków, na których pod logo Casefor Mars (przedstawiającym ludzką figurę w stylu Leonarda da Vinci wewnątrz starożytnego symbolu Marsa) umieszczone były słowa Mars Underground. Krótki opis, towarzyszący każdemu ze znaczków, głosił, że nosząca go osoba jest członkiem Mars Underground - zawiązanej ad hoc grupy marsjańskich zapaleńców („silnie powiązanej, lecz luźno splecionej"), oraz że znaczek należy nosić dyskretnie, przypięty pod klapą lub nawet wewnątrz płaszcza. W trakcie czterodniowej konferencji, podczas licznych warsztatów i wykładów, ukształtował się plan badań Czerwonej Planety przez ludzi z Mars Underground: argumenty przemawiające za programem, pierwsze załogowe misje na Marsa, harmonogram misji oraz rozkład zajęć na powierzchni dla astronautów. Całkiem niezły rezultat, jak na konferencję przygotowaną przez garstkę doktorantów.
Kolejne konferencje z serii Case/orMars odbywały się co trzy lata. Omawiano wyniki poprzedniej konferencji i uwzględniano nowe rezultaty. Druga konferencja, zorganizowana w 1984 roku, zaowocowała kompletnym, wyczerpującym projektem wyprawy na Marsa; na podstawie tego projektu członkowie Mars Underground przygotowali dwugodzinny odczyt, wygłaszany w siedzibie głównej NASA i w innych ośrodkach agencji. Konferencja z 1984 roku zapisała się w historii również dlatego, że przyciągnęła do grupy osoby o dużych wpływach politycznych, na przykład Thomasa Paine'a, byłego dyrektora NASA. W 1985 roku prezydent Reagan mianował Paine'a na stanowisko szefa honorowej Narodowej Komisji Przestrzeni Kosmicznej, która pod jego kierownictwem zaleciła, by Stany Zjednoczone w ciągu trzydziestu lat ustanowiły na Marsie przyczółek dla ludzkiej obecności na planecie. Reakcją Białego Domu było powołanie w ramach NASA organizacji Kod Z (ang. Code Z) oraz programu Pathfinder, z zadaniem, odpowiednio, planowania strategii wypraw oraz opracowywa-
112 • CZAS MARSA
nią technologii dla badań Marsa i Księżyca. Właśnie te zespoły stały się wewnętrznymi grupami nacisku, które doprowadziły do obwieszczenia przez prezydenta Busha w lipcu 1989 roku Inicjatywy Badań Kosmicznych.
Konferencja Case for Mars III przyczyniła się do dalszego przyspieszenia biegu wypadków. Carl Sagan wygłosił na niej najważniejszy odczyt, którego wysłuchało ponad tysiąc osób, w tym wielu przedstawicieli międzynarodowej prasy. O grupie Mars Underground usłyszałem po raz pierwszy po konferencji Case for Mars II i wraz z ponad czterema setkami wykształconych technicznie osób wziąłem udział w konferencji Case for Mars III, na którą składało się ponad dwieście wykładów i szesnaście warsztatów. Dwutomowa publikacja, zawierająca prace, prezentowane podczas konferencji Case for Mars III, przedstawia strategię badań Marsa - spełniającą wymogi zarówno technologiczne, jak i polityczne - możliwą do zrealizowania. Gdy w 1990 roku w Boulder (jak zawsze) odbywała się czwarta konferencja, wysłanie ludzi na Marsa - o czym wcześniej w NASA nie wolno było mówić - zostało uznane przez odchodzącego prezydenta za długofalowy cel badań kosmicznych. Carol Stoker, odpowiedzialna za zorganizowanie konferencji, brała udział w prywatnym spotkaniu, poświęconym projektowi Mars Direct Projekt bardzo przypadł jej do gustu, więc umożliwiła Davidowi Bakerowi i mnie wygłoszenie podczas plenarnej, otwierającej sesji Mars Underground wykładu na ten temat. Następnego dnia w „Boston Globe" i wielu innych gazetach ukazała się wiadomość, że rozważa się obecnie możliwość wysłania ludzi na Marsa w niedrogi sposób.
Wyznaczanie trajektorii statku kosmicznego w przestrzeni jest zadaniem stosunkowo prostym, zależnym jedynie od praw fizyki. Przewidzenie losu jakiegoś pomysłu, który powstał w określonym systemie politycznym, jest znacznie bardziej ryzykowne. Zapewne z wielu powodów w lipcu 1989 roku prezydent Bush na schodach Narodowego Muzeum Lotnictwa i Badań Kosmicznych w Waszyngtonie ogłosił, że konieczne jest zbadanie Marsa przez ludzi. Z pewnością jednak ważną rolę odegrał cykl konferencji Case for Mars i niewielka grupa osób
OPRACOWANIE PLANU • 113
z Mars Underground; dzięki nim okazało się, że załogowe loty na Marsa to realny i osiągalny cel. Konferencje służyły za kocioł, w którym powstawały i mieszały się idee, podnoszące znaczenie badań Marsa oraz poruszające uczonych i entuzjastów. Trzeba przyznać, że jak na organizację, do której przynależność nie polega na wpisaniu się na listę członków, lecz na dzieleniu entuzjazmu dla badań Marsa i podejmowaniu działań, zmierzających w tym kierunku, znaczenie grupy Mars Underground oraz konferencji Cose for Mars znacznie przerosło ich skromne rozmiary.
To na ich cześć książka ta nosi swój tytuł.6
6 Angielski tytuł książki brzmi The Case for Mars, co w dosłownym tłumaczeniu mogłoby oznaczać: „argumenty przemawiające za Marsem" (przyp. red.).
ROZDZIAŁ 4
LOT NA MARSA
Planowanie długiej podróży rozpoczynamy od wyboru trasy i środka transportu; podobnie postępujemy w przypadku lotu na Marsa.
Дата добавления: 2015-10-28; просмотров: 49 | Нарушение авторских прав
<== предыдущая страница | | | следующая страница ==> |
8 страница | | | 10 страница |