Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

3 страница. Lądowanie przebiegło jednak pomyślnie

1 страница | 5 страница | 6 страница | 7 страница | 8 страница | 9 страница | 10 страница | 11 страница | 12 страница | 13 страница |


Читайте также:
  1. 1 страница
  2. 1 страница
  3. 1 страница
  4. 1 страница
  5. 1 страница
  6. 1 страница
  7. 1 страница

Lądowanie przebiegło jednak pomyślnie. Wprawdzie członkowie załogi dokładnie poznali miejsce lądowania dzięki obrazom zebranym przez rovery i przekazanym na Ziemię, widok rozciągającego się przed oczami marsjańskiego krajobrazu jest zaskakujący. Powierzchnia planety ma rdzawy kolor i jest upstrzona większymi i mniejszymi kawałkami skał o ostrych krawędziach, a w oddali rysują się niewielkie wzgórza i wydmy. Przypomina pustynie południowo-zachodniej części Stanów Zjednoczonych - z wyjątkiem nieba, które ma rumiany, łososiowy odcień. Sporo pracy czeka zaraz po lądowaniu, jednak załoga długą chwilę przygląda się Czerwonej Planecie. Przecież w ciągu trwającej ponad cztery miliardy lat historii Marsa i Ziemi widoku tego nie podziwiały oczy żadnej istoty.

32 • CZAS MARSA

Gdy Beagle osiądzie bezpiecznie na powierzchni planety, statek powrotny Ares 2 wyląduje około 800 km dalej i rozpocznie proces gromadzenia materiału napędowego. Przyda się on statkowi powrotnemu drugiej załogowej wyprawy, która dotrze na Marsa w 2009 roku, a w ślad za nią - kolejny statek powrotny, zajmując trzecie lądowisko. Gdy misja nabierze rozmachu, powstanie sieć ośrodków badawczych, które zmienią rozległe tereny Czerwonej Planety w obszary pod ludzkim władaniem.

Załoga Beagle spędzi na powierzchni Marsa pięćset dni. Konwencjonalne projekty zakładały, że na orbicie wokół Marsa pozostanie duży statek baza, z którego na powierzchnię wyprawiać się będą tylko niewielkie ekipy badawcze. Natomiast projekt Mars Direct proponuje umieścić wszystkich członków załogi na powierzchni planety, gdzie będą mogli prowadzić badania i uczyć się żyć w marsjańskim środowisku. Nikt nie musi pozostawać na orbicie - wystawiony na działanie nieważkości i niebezpiecznego promieniowania kosmicznego. Wszyscy członkowie załogi mogą korzystać z naturalnej siły ciążenia, osłony przed promieniowaniem kosmicznym oraz ze światła słonecznego; nie ma zatem potrzeby szybkiego powrotu. Załoga pozostawiona, zgodnie z konwencjonalnymi projektami, na orbicie okołomarsjańskiej (areocentrycznej) wprost nasiąkałaby promieniowaniem kosmicznym, co znacznie ograniczyłoby czas przebywania astronautów na powierzchni Czerwonej Planety -mniej więcej do 30 dni. Odnoszę wrażenie, że w przypadku wyprawy na Marsa, gdy sama podróż w obie strony trwa półtora roku, miesięczny okres pobytu na powierzchni nie byłby zadowalający; świadczyłby wręcz o klapie całego przedsięwzięcia. Ponadto szybszy powrót na Ziemię wymaga znacznie większych ilości materiału napędowego. Nie wystarczy jednak mieć więcej paliwa: ponieważ Ziemia i Mars stale zmieniają wzajemne położenie, plan szybkiego powrotu każe wybrać trajektorie, na których statek uzyska dodatkowe grawitacyjne przyspieszenie dzięki prześlizgnięciu się w pobliżu Wenus - a tam promieniowanie słoneczne jest dwukrotnie intensywniejsze niż na naszej planecie.

PROJEKT MARS DIRECT • 33

Realizacja projektu Mars Direct pozwala wykorzystać długi okres pobytu na powierzchni planety na badania, wzbogacające naszą wiedzę i pozwalające w przyszłości poznać i zasiedlić Marsa. Zgłębienie geologii Czerwonej Planety umożliwi odtworzenie historii klimatu Marsa oraz pomoże odpowiedzieć na pytanie, w jaki sposób i kiedy planeta przestała być wilgotna i ciepła. Informacje te prawdopodobnie pozwolą znaleźć sposób na ożywienie klimatu Marsa i, być może, ocalenie Ziemi. Badania geologiczne obejmą także poszukiwania przydatnych minerałów i innych zasobów. Przede wszystkim astronauci odszukają łatwe do wydobycia pokłady lodu z wody lub - jeszcze lepiej - znajdujące się pod powierzchnią zbiorniki wody, ogrzewane geotermicznie. Odnalezienie wody, w postaci ciekłej lub lodu, ma fundamentalne znaczenie, gdyż otworzy przyszłość badaniom Marsa, zwalniając z konieczności przywożenia z Ziemi wodoru, potrzebnego do produkcji paliwa rakietowego, oraz pozwalając - po założeniu na Marsie stałej bazy - rozpocząć szklarnianą uprawę roślin na większą skalę. Eksperymenty związane z rolnictwem zajmują na liście priorytetów wysoką pozycję, dlatego potrzebna będzie nadmuchiwana szklarnia. Ludzie na Ziemi najbardziej jednak będą się pasjonować prowadzonymi przez astronautów poszukiwaniami życia na Marsie.

Obrazy uzyskiwane z orbity ukazują wyschnięte koryta rzeczne, świadczące o tym, że kiedyś na powierzchni Marsa płynęła woda, a więc panowały warunki sprzyjające powstaniu życia. Materiał geologiczny dowodzi, że ciepły i wilgotny klimat panował na Marsie przez pierwszy miliard lat istnienia planety - znacznie dłużej, niż potrzeba było na pojawienie się życia na Ziemi. Współczesne teorie powstania życia utrzymują, że ewolucja form żywych z materii nieożywionej to naturalny proces, zachodzący z dużym prawdopodobieństwem w każdym sprzyjającym okresie i warunkach. Jeśli teorie te są prawdziwe, to istnieją znaczne szansę, że kiedyś na Marsie pojawiło się życie. Czy jednak wymarło, czy może wciąż czai się na Czerwonej Planecie? Odkrycie marsjańskich form życia, zarówno żywych, jak i skamieniałości, stanowiłoby niemalże dowód na to, że życie

34 • CZAS MARSA

występuje powszechnie we Wszechświecie, że wokół miliardów gwiazd, iskrzących się na niebie w jasną noc, krążą niezliczone ożywione światy będące siedliskiem nieskończenie różnorodnych cywilizacji. Z drugiej zaś strony, jeśli na Marsie nigdy nie powstało życie, pomimo łaskawego w przeszłości klimatu, znaczyłoby to, że ewolucja życia jest procesem wymagającym niesamowitych zbiegów okoliczności. Możemy zatem być we Wszechświecie samotni.

Ponieważ kwestia ta jest niezwykle ważna, powinniśmy rozpocząć intensywne poszukiwania współczesnych i dawnych form życia na Marsie. Sprawdzić trzeba wiele miejsc: wyschnięte koryta rzek i jezior, które mogły być ostatnimi redutami ginącej marsjańskiej biosfery, a zatem miejscem powstania skamieniałości. Również czapy biegunowe Czerwonej Planety mogą zawierać dobrze zachowane resztki marsjań-skich organizmów, jeśli kiedykolwiek istniały. Jest wysoce prawdopodobne, że na Marsie woda występuje pod powierzchnią, ogrzewana w wyniku procesów geologicznych. W takich warunkach niektóre organizmy mogłyby przetrwać. Z pewnością stanowiłyby niesamowite znalezisko, gdyż musiałyby różnić się od wszystkich form życia na Ziemi. Badania marsjań-skiego życia pozwoliłyby stwierdzić, które cechy życia na Ziemi są przypadkowe, a które stanowią podstawowe cechy życia w ogóle. Wyniki badań mogą spowodować przełom w medycynie, inżynierii genetycznej oraz wszystkich dziedzinach biologii i biochemii.

Poszukiwanie życia wymagać będzie z pewnością znacznie więcej wysiłku niż przemieszczenie się po powierzchni planety w promieniu paru metrów i wiercenie otworów. Pierwsi badacze Marsa będą zmuszeni podróżować daleko poza horyzont bazy. Tygodniowe wyprawy badawcze w odległe miejsca będą odbywać naziemnym roverem z ciśnieniową kabiną, wewnątrz której panuje przyjazne dla astronautów środowisko. Rover ma silnik na metan/tlen, tak jak statek powrotny. Dziesięć procent zapasu materiału napędowego, wytworzonego w instalacjach chemicznych statku powrotnego, będzie przeznaczone na badania powierzchni Marsa. Dysponując tak znaczną ilo-

PROJEKT MARS DIRECT • 35

ścią paliwa, astronauci będą mogli spenetrować rozległe obszary wokół bazy: z pierwszej wyprawy powrócą dopiero wtedy, gdy licznik wskaże ponad 24 tysiące km. Załoga podróżująca roverem będzie pozostawiać po drodze małe, zdalnie sterowane roboty; ich kamery telewizyjne pozwolą obserwować marsjański krajobraz członkom załogi, którzy pozostaną w bazie, oraz nam, na Ziemi.

Badania prowadzone przez astronautów dostarczą oszałamiających ilości nowych, unikalnych informacji, których będzie z pewnością więcej, niż zdołałby przetrawić jeden członek załogi. Każdy z astronautów będzie odbywał regularnie konferencje z udziałem najwybitniejszych ekspertów ze swojej dziedziny; dzięki temu między Marsem a Ziemią będzie zachodziła intensywna wymiana informacji. Członkowie załogi będą także mogli wysyłać i otrzymywać informacje osobiste, lecz trzeba pamiętać, że opóźnienie między pytaniem a odpowiedzią wyniesie 40 minut. To kłopot dla tych wszystkich, którzy są przyzwyczajeni do rozmów telefonicznych, lecz nie dla osób potrafiących napisać przyzwoity list.

Wrzesień 2009

Gdy minie półtora roku pobytu na powierzchni Czerwonej Planety, astronauci wgramolą się na pokład statku powrotnego i wzniosą ku Ziemi, gdzie - po sześciu miesiącach podróży - zgotowane im zostanie przyjęcie godne bohaterów. Na Marsie załoga pozostawiła Bazę l wraz z modułem mieszkalnym Beagle, rover, szklarnię, zasilanie i instalacje chemiczne, zapas paliwa metanowo-tlenowego oraz prawie wszystkie przyrządy naukowe. W maju 2010 roku, niedługo po powrocie pierwszej załogi na Ziemię, na Marsa dociera druga załoga w module mieszkalnym i ląduje w miejscu, w którym powstanie Baza 2. Większość czasu spędzonego na powierzchni planety pochłoną badania naukowe terenów otaczających bazę, w pewnym momencie załoga wyruszy jednak odwiedzić moduł mieszkalny Beagle w Bazie l, i to nie z powodów senty-

36 • CZAS MARSA

mentalnych, lecz aby kontynuować badania, prowadzone w tamtym miejscu.

Projekt Mars Direct przewiduje zatem, że co dwa lata startowałyby z Przylądka Canaveral dwie rakiety Ares: jedna niosąca moduł mieszkalny z załogą, a druga - statek powrotny, lądujący w nowym miejscu, do którego dotrze kolejna misja (rys. 1.2). Dwa starty rakiet nośnych co dwa lata, czyli średnio jeden rocznie, stanowi 10% dostępnej obecnie w USA liczby ciężkich rakiet nośnych. To wystarczy, by rozwijać program badań Marsa, a Ameryka z pewnością może sobie na to pozwolić. Dodatkową korzyścią byłoby wykorzystanie rakiet nośnych Ares, modułów mieszkalnych i statków powrotnych (po wyposażeniu ich w jeden tylko człon napędowy) z projektu Mars Direct do budowy i utrzymywania stacji księżycowych. Choć bazy na Księżycu nie są potrzebne przy realizacji tego projektu, stanowią one wartość samą w sobie, zwłaszcza jako wspaniałe obserwatoria astronomiczne. Zastosowanie tego samego sprzętu do obu rodzajów wypraw - księżycowych i marsjańskich - pozwoli oszczędzić dziesiątki miliardów dolarów.

Projekt Mars Direct nie jest pozbawiony ryzyka. Nieznane są skutki długotrwałego przebywania w warunkach marsjań-skiej grawitacji, wynoszącej 38% siły ciążenia na Ziemi. Doświadczenia zebrane podczas pobytów w stacjach na orbicie okołoziemskiej, gdzie występuje zerowa grawitacja, sugerują jednak, że wszelkie zmiany chorobowe są odwracalne. Następna kwestia to promieniowanie kosmiczne: technologie napędu rakietowego dostępne obecnie oraz w najbliższej przyszłości sprawiają, że lot na Marsa po dopuszczalnych trajektoriach trwa około pół roku. Jest to okres wystarczający, by astronauci wchłonęli dawki promieniowania równoważne zwiększeniu ryzyka zachorowania na śmiertelną odmianę raka o 0,5-1%, nie tak wiele, jeśli zważymy, że ryzyko zachorowania przez mieszkańca Ziemi na śmiertelną odmianę raka wynosi 20%.

Marsjańskie środowisko może kryć w sobie wiele niespodzianek. Ładowniki Yiking, które w latach siedemdziesiątych

PROJEKT MARS DIRECT • 37

Rys. 1.2. Kolejne etapy misji Mars Direct. Najpierw dochodzi do wysłania na Marsa bezzałogowego statku powrotnego (ERY), który napełni zbiorniki wyprodukowanym na Marsie paliwem: metanem i tlenem. Następnie co dwa lata do planety dociera para statków. Jeden z nich to bezzałogowy ERV, lądujący w nowym miejscu. Natomiast drugi, załogowy, prowadzony przez pilotów statek z modułem mieszkalnym ląduje obok poprzedniego ERY.

osiadły na powierzchni Czerwonej Planety, choć zaprojektowane na 90 dni, działały bez zarzutu przez ponad cztery lata, mimo panującego tam zimna, wiatrów i wszechobecnego pyłu. Największym ryzykiem, związanym z misją na Marsa, jest awaria najważniejszych układów mechanicznych bądź elektrycznych. Ryzyko takie można ograniczyć, montując równoległe układy awaryjne dla najważniejszych systemów oraz wprowadzając do załogi dwóch świetnych mechaników. Tak czy inaczej, z wyprawą na Marsa wiąże się pewne ryzyko i jest ono nieuniknione, niezależnie od tego, czy podejmiemy próbę realizacji projektu Mars Direct w 2007 roku, czy też misję na Marsa zostawimy przyszłym pokoleniom. Pamiętajmy jednak, że żadne wielkie odkrycie nie dokonało się bez pewnego ryzyka.

38 • CZAS MARSA

Maj 2018

Z biegiem czasu na Marsie będą zakładane kolejne bazy. Trzeba będzie również podjąć decyzję, który ze zbadanych terenów najlepiej nadaje się pod budowę marsjańskich osiedli. Idealne miejsce powinno leżeć nad podpowierzchniowym zbiornikiem, który stanowiłby obfite źródło gorącej wody i prądu elektrycznego. Gdy już odpowiednie miejsce zostanie wybrane, następne wyprawy przestaną lądować w coraz to nowych punktach i zaczną przylatywać w to właśnie miejsce. Po pewnym czasie powstaną konstrukcje, przypominające małe miasteczko. Wysokie koszty transportu między Ziemią a Marsem sprawią, że najbardziej poszukiwani będą astro-nauci, którzy zechcą przedłużyć swój pobyt na powierzchni Czerwonej Planety ponad minimalne półtora roku. Zdobywszy doświadczenie w życiu na Marsie, przy uprawie roślin w tamtejszych warunkach i wytwarzaniu różnych materiałów, astronauci będą tam przebywać przez cztery, sześć, a nawet więcej lat. Jednocześnie systematycznie maleć będą koszty transportu na Marsa dzięki stosowaniu nowszych technologii i zgłaszaniu konkurencyjnych ofert na dostawy ładunków do marsjańskiej bazy. Uzupełnieniem innych źródeł energii będą wytworzone na miejscu fotoogniwa słoneczne, wiatraki i studnie geotermiczne, a nadmuchiwane - również wyprodukowane na miejscu - plastykowe struktury powiększą przestrzeń życiową miasteczka. Na Marsa będzie przybywać i pozostawać przez dłuższy czas coraz więcej osób i liczba mieszkańców miasteczka będzie stale wzrastać. W końcu urodzą się na Marsie pierwsze dzieci - prawdziwi kolonizatorzy planety, nowa gałąź ludzkości.

Niewykluczone, że kiedyś na Marsie będą żyć miliony ludzi, traktując go jak swój dom. W końcu możliwe stanie się zastosowanie ziemskich technologii, dzięki którym zimny i jałowy Mars przekształci się w dawną ciepłą i wilgotną planetę. Jeśli operacja ta się powiedzie, transformacja pozbawionej - lub prawie pozbawionej - życia planety w żyjący, oddychający świat, stanowiący schronienie dla wielu rozmaitych, nowych

PROJEKT MARS D1RECT • 39

Rys. 1.3. Pierwsza baza na Marsie, powstała w wyniku połączenia modułów mieszkalnych Mars Direct (rys Carter Emmart).

ekosystemów, będzie jednym z największych i najszlachetniejszych osiągnięć ludzkości. Będziemy mogli być dumni z gatunku ludzkiego.

Taka może być przyszłość. W dzisiejszych czasach mamy okazję, by wytyczyć szlak: możemy w ciągu dziesięciu lat wysłać na Marsa czworo ludzi i rozpocząć poznawanie Czerwonej Planety. Właśnie nam, a nie przyszłym pokoleniom, może przypaść wiekopomny zaszczyt otwarcia dla ludzkości nowego świata. Wystarczy dzisiejsza technologia, inżynieria chemiczna rodem z XIX wieku, trochę zdrowego rozsądku i odrobina tupetu.

WYKORZYSTANIE LOKALNYCH ZASOBÓW:

AMUNDSEN, FRANKLIN I DZIEJE PRZEJŚCIA

PÓŁNOCNO-ZACHODNIEGO

Historia dostarcza wielu przykładów potwierdzających tezę, że garstka ludzi potrafi, dysponując bardzo ograniczonym budżetem, pomyślnie przeprowadzić wyprawę odkrywczą, której nie mogły zorganizować większe grupy dysponujące znaczniejszymi środkami. Warunkiem sukcesu było mądre czerpanie z lokalnych zasobów. Na swoje nieszczęście w przeszłości odkrywcy często ignorowali tę wiedzę.

40 • CZAS MARSA

O północy 16 czerwca 1903 roku Roald Amundsen wraz z sześcioosobową załogą wypłynął w morze ze smaganej deszczem Christiany w Norwegii. Statek skierował się ku Arktyce kanadyjskiej i Przejściu Północno-Zachodniemu. Dla badaczy Arktyki odkrycie Przejścia Północno-Zachodniego wiązałoby się z ogromną sławą, gdyż przez prawie trzysta lat setkom wypraw nie udało się odnaleźć drogi między pływającymi polami lodowymi, kanałami i wodami Dalekiej Północy.

Amundsen podążał śladami swego bohatera lat młodzieńczych, sir Johna Franklina, wielkiej, lecz tragicznej postaci, uczestniczącej w odkrywaniu Arktyki. Franklin podjął poszukiwanie Przejścia Północno-Zachodniego niemal sześćdziesiąt lat wcześniej. Nachodzony przez wierzycieli, Amundsen wypłynął na trzydziestoletnim statku, kupionym za pieniądze pożyczone od brata. Natomiast Franklin wyruszył dysponując wsparciem brytyjskiej admiralicji; dowodził dwoma statkami -Erebus i Terror, z których każdy zdolny był przewieźć sporo ponad 300 ton - i załogą liczącą 127 ludzi. Historyk Pierre Breton tak pisze o wyprawie:

[...] statki wiozły góry zapasów i paliwa, a także ekwipunek, zabierany w XIX wieku na wyprawy morskie: zdobioną porcelanę, kryształy, ciężkie wiktoriańskie srebra, Biblie i modlitewniki, stosy czasopisma „Punch", mundury z mosiężnymi guzikami i przyrządy do polerowania guzików.2

Słowem, wyprawa Franklina miała ze sobą wszystko, z wyjątkiem rzeczy koniecznych do przetrwania.

Statki Erebus i Terror wyruszyły 19 maja 1845 roku. Ich dowódca spodziewał się odkryć Przejście Północno-Zachodnie i w ten sposób zdobyć sławę; popadł jednak w niepamięć. 25 czerwca wielorybnicy z Grenlandii dostrzegli statki Franklina przyczepione do góry lodowej; byli ostatnimi Europejczykami, którzy widzieli ekspedycję. Franklin, wraz ze swymi statkami, załogą i wszelkimi zapasami, zginął na arktycznym pustkowiu.

2 P. Breton: TheArctic Grail. Penguin Books 1989.

PROJEKT MARS DIRECT • 41

W latach 1848-1859 ponad pięćdziesiąt wypraw wyruszyło z zamiarem rozwiązania zagadki zniknięcia ekspedycji Frankli-na. Ze strzępów, które udało się przez lata uzbierać - dwóch krótkich relacji, zamarzniętych i powykręcanych szczątków niektórych członków załogi, fragmentów przedmiotów europejskiego pochodzenia, zebranych przez Eskimosów z lodu lub ze statków - wyłonił się obraz tragicznego końca wyprawy, do którego doszło z powodu, jak to ujął jeden ze współczesnych, wleczenia przez Franklina swojego środowiska na Daleką Północ.

Złapana jesienią 1846 roku w lodową pułapkę niedaleko Wyspy Króla Williama wyprawa Franklina starała się przetrwać, wykorzystując własne zapasy solonego mięsa. Wprawdzie ekspedycja wiozła ze sobą dużo mięsa, nie było ono jednak świeże, mięso solone zaś nie chroniło załogi przed szkorbutem. Franklin nie przywiązywał do tego większej wagi. Ekspedycja miała ze sobą dubeltówki, przydatne, być może, w polowaniach na kuropatwy, żyjące na brytyjskich wrzosowiskach, jednak bezużyteczne wśród lodów arktycz-nych. Franklin zdecydował się polegać na porcjach soku cytrynowego. Członkowie załogi jeden po drugim słabli i umierali; Franklin zmarł na pokładzie statku w czerwcu 1847 roku. Część załogi, pragnąc dotrzeć na południe, porzuciła statki. Nie zaszli jednak daleko, ciągnąc przez arktyczne pustkowia ciężkie, wykonane z metalu i drewna dębowego sanie. Wszyscy zginęli.

Amundsen pragnął podążać w ślady Franklina, lecz nie chciał skończyć tak jak on. Zamiast przywozić do Arktyki swoje środowisko, poznał tamtejsze warunki i przyjął strategię wykorzystywania lokalnych zasobów. Dowiedział się o zapobiegających szkorbutowi właściwościach jelit karibu i nie gotowanego tranu wielorybiego. Poznał eskimoski sposób podróżowania przez Arktykę: psie zaprzęgi, wystarczająco szybkie, by umożliwić polowanie na dużą zwierzynę. Amundsen nauczył się eskimoskiej metody budowania schronień z kawałków lodu i, zamiast angielskich wełnianych ubrań, przywdział odzież ze skóry reniferów.

42 • CZAS MARSA

Gjóa, statek wiozący Amundsena i jego sześcioosobową załogę, również zamarzł w polu lodowym i musiał spędzić dwie zimy w małym porcie w południowo-wschodniej części Wyspy Króla Williama, niedaleko miejsca katastrofy wyprawy Frankli-na. Mimo to Amundsen z załogą nie umarli z głodu, ponieważ potrafili odpowiednio wykorzystać mobilność psich zaprzęgów i podróżowali po lądzie na odległość nawet kilkuset kilometrów, polując i poznając otoczenie. Zdołali nie tylko przeżyć, lecz nawet dokonać ważnego geofizycznego odkrycia, że magnetyczne bieguny Ziemi się przesuwają. Załodze statku powiodło się w tym samym środowisku, które okazało się śmiertelne dla ekspedycji Franklina. W sierpniu 1905 roku, po ostatecznym oswobodzeniu się z lodów i opuszczeniu Wyspy Króla Williama, statek Gjóa w ciągu paru tygodni zdołał przedrzeć się przez morze, wytyczając Przejście Północno-Zachod-nie. Następne parę miesięcy zajęło Amundsenowi dotarcie do najdalej wysuniętej placówki dysponującej telegrafem. Chciał, na koszt swojego mecenasa z Norwegii, poinformować o sukcesie wyprawy. Sześć lat później Amundsen wykorzystał doświadczenia z pobytu na Wyspie Króla Williama i zdobył biegun południowy.

 

ROZDZIAŁ 2

OD CZASÓW KEPLERA DO ERY KOSMICZNEJ

 

Należy stworzyć statki i żaglowce, poruszane niebieską bryzą.

Wtedy nie zabraknie śmiałków, którym niestraszna posępna pustka kosmosu.

List JOHANNESA KEPLERA do Galileusza (1609)

Byliśmy już na Marsie. Rankiem 20 czerwca 1976 roku amerykański statek kosmiczny Yiking l osiadł na Chry-se Planitia, Złotej Równinie, na powierzchni Czerwonego Globu. Gdy dotknął powierzchni planety, oddalonej o 330 milionów km, nikt z pracowników Jet Propulsion Laboratory (JPL) w Pasadenie w Kalifornii nie wiedział, czy bezzałogowy statek dotarł bezpiecznie, czy też roztrzaskał się o skały podczas lądowania. Pracownicy JPL musieli czekać prawie dwadzieścia minut na dotarcie wiadomości o bezawaryjnym lądowaniu sondy.

Prawie natychmiast Yiking przystąpił do pracy. Zaprogramowane wcześniej sekwencje instrukcji kazały ładownikowi wykonać - już 25 sekund po wylądowaniu - zdjęcia o wysokiej rozdzielczości; znalazł się na nich teren przylegający do jednej z nóg sondy. Yiking przekazał obraz w czasie rzeczywistym: dane mknęły ku Ziemi z prędkością światła, podczas gdy inżynierowie i naukowcy odliczali minuty, dzielące ich od przybycia sygnałów radiowych z Marsa. Zaskoczeni, podekscytowani i zadowoleni wpatrywali się w wyświetlane, linia po linii, zdjęcie marsjańskiego krajobrazu.

Z pewnością nie stanowiło ono szczytu możliwości, niosło jednak ze sobą ważne informacje: pracownicy JPL dowiedzieli

44 • CZAS MARSA

się, że Yiking przetrwał lądowanie oraz że układ przekazywania obrazów działa poprawnie. Zdjęcie było ostre: odłamki skalne na tle marsjańskiej gleby, nity na nodze Yikinga, widoczne równie dobrze, jak guziki białych koszul inżynierów w JPL. Następny obraz, który zgodnie z wcześniejszym programem miał przesłać Yiking, przedstawiał horyzont i najbliższe otoczenie sondy. Widok ten prawdopodobnie zapamiętają wszyscy, którzy czekali na panoramę Czerwonej Planety: jałowy krajobraz, zaśmiecony dużymi i małymi kawałkami skał o ostrych krawędziach, a w oddali wydmy piaskowe i niezbyt wysokie, falujące wzgórza. Świat ten zdawał się pusty i obcy, mimo że krajobraz składał się ze znanych elementów.


Дата добавления: 2015-10-28; просмотров: 42 | Нарушение авторских прав


<== предыдущая страница | следующая страница ==>
2 страница| 4 страница

mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.02 сек.)