Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

2 страница. Książka koncentruje się na dwóch zagadnieniach: w jaki sposób możemy zrealizować ten plan oraz dlaczego powinniśmy

4 страница | 5 страница | 6 страница | 7 страница | 8 страница | 9 страница | 10 страница | 11 страница | 12 страница | 13 страница |


Читайте также:
  1. 1 страница
  2. 1 страница
  3. 1 страница
  4. 1 страница
  5. 1 страница
  6. 1 страница
  7. 1 страница

Książka koncentruje się na dwóch zagadnieniach: w jaki sposób możemy zrealizować ten plan oraz dlaczego powinniśmy to zrobić.

O książce

Książka jest przeznaczonym dla laików „streszczeniem" wyników wieloletniej pracy wielu specjalistów. Wprawdzie szczegóły planów wysłania ludzi na Marsa mają bardzo specjalistyczny charakter, najistotniejsze kwestie, przesądzające o wykonalności projektu, są jednak zrozumiałe. Są to bowiem pytania, które dotyczą strategii działania - w pełni zrozumiałe dla każdej osoby, dysponującej podstawową wiedzą i gotowej przemyśleć omawiane problemy.

Niestety, do tej pory społeczeństwo nie miało dostępu do aktualnych informacji. Istniejąca literatura popularnonaukowa, dotycząca załogowych misji na Marsa, jest w większości albo naiwna, albo bardzo ogólnikowa, natomiast prace specjalistyczne są skomplikowane, nierzadko nieobiektywne, dostosowane do potrzeb rozmaitych grup nacisku i organizacji technicznych, które wykorzystują te publikacje do zabiegania o własne, partykularne interesy. Nie było dotychczas odpowiedniej książki popularnonaukowej o lotach załogowych na Marsa. Mam nadzieję, że Czas Marsa częściowo wypełni tę lukę.

Starałem się balansować na cienkiej linii, oddzielającej prezentację szczegółów technicznych od zrozumiałej narracji. Łatwo poprzestać na oznajmieniu, że jeden plan jest lepszy od innego; autor nie byłby jednak w takim przypadku do końca

 

w porządku, gdyż właśnie w rozważaniach szczegółów technicznych Czytelnik znajdzie najsilniejsze argumenty, przemawiające za lub przeciw konkretnym projektom wypraw bądź technologiom. Niektóre rozdziały mają bardziej specjalistyczny charakter niż inne, lecz mimo to powinny być zrozumiałe i dla nowicjuszów, i dla ekspertów. (Dotyczy to rozdziału 4, zawierającego nieco bardziej szczegółowy opis planu Mars Direct, oraz rozdziału 5, w którym przytaczam różne argumenty, zgłaszane przeciw programowi załogowych lotów na Marsa, i pokazuję, że na drodze stoją nie smoki, lecz chochliki). Jeśli Czytelnik blednie na widok wzorów i liczb, może po prostu nie zwracać na nie uwagi podczas lektury - sam tekst wystarczająco naświetli omawiane tematy.

Pracuję jako inżynier astronautyk, ale kiedyś wykładałem nauki ścisłe i dlatego zawsze usiłuję przedstawiać materiał w przejrzysty i zwięzły sposób. W przeciwieństwie do wielu moich błyskotliwych kolegów naukowców, zawsze uważałem, że jasność wykładu nie jest wrogiem prawdy, lecz jej najważniejszym sprzymierzeńcem. Ponadto żywię silne przekonanie, że wiedza, związana ze sprawami równie ekscytującymi i mającymi żywotne znaczenie dla ludzkości, jak perspektywa udostępnienia nowej planety, nie powinna pozostawać wyłączną własnością elity, pracującej nad najnowocześniejszymi technologiami; przeciwnie, każdy musi mieć możliwość samodzielnego rozważenia problemu. Z tych względów postanowiłem zaangażować jako współautora Richarda Wagnera, w przeszłości redaktora „Ad Astra", popularnonaukowego czasopisma, poświęconego badaniom kosmosu, wydawanego przez amerykańskie Narodowe Towarzystwo Kosmiczne. Wagner ma wieloletnie doświadczenie w popularyzacji badanych przez naukę zagadnień. Mam nadzieję, że dzięki jego pomocy oraz wsparciu Mitcha Horowitza, zdolnego redaktora w wydawnictwie The Free Press, Czas Marsa może okazać się udaną próbą przedstawienia naprawdę istotnych zagadnień związanych z planami zbadania Marsa przez ludzi.

Przecież w ostatecznym rozrachunku to właśnie wy, drodzy Czytelnicy, możecie sprawić, że polecimy na Marsa.

 

ROZDZIAŁ 1

PROJEKT MARS DIRECT

 

Mars obfituje w widoki zapierające dech w piersiach. Na Czerwonej Planecie znajdują się wspaniałe góry, trzykrotnie wyższe niż Mount Everest, kaniony, które są trzy razy głębsze i pięć razy dłuższe od Wielkiego Kanionu, rozległe pola lodowe oraz tajemnicze, wyschnięte koryta rzeczne, ciągnące się przez tysiące kilometrów. Możliwe, że nie zbadana wciąż powierzchnia Marsa kryje ogromne bogactwa oraz zasoby o niewyobrażalnym znaczeniu dla przyszłych pokoleń Ziemian. Być może Czerwona Planeta rzuci nowe światło na niektóre poważne filozoficzne kwestie, będące od tysiącleci obiektem rozważań i dociekań. Niewykluczone, że Mars stanie się w przyszłości domem nowej, dynamicznie rozwijającej się gałęzi ludzkiej cywilizacji, a także nowym obszarem pogranicza, którego zasiedlenie i rozwój będą motorem postępu całej ludzkości. Wszelkie marsjańskie zasoby pozostaną jednak poza naszym zasięgiem, dopóki na dziką powierzchnię Czerwonej Planety nie przybędą ludzie.

Zgodnie z powszechnym przeświadczeniem załogowa wyprawa na Marsa to przedsięwzięcie na „odległą przyszłość", zadanie dla „przyszłych pokoleń". My mamy na ten temat zdanie odmienne: oto dysponujemy obecnie wszystkimi potrzebnymi technologiami, by w ciągu najbliższych dziesięciu lat rozpocząć

22 • CZAS MARSA

realizację planu intensywnych i długotrwałych badań Czerwonej Planety przez misje załogowe. Możliwe jest dotarcie na Marsa w stosunkowo niedużych statkach kosmicznych, startujących z Ziemi bezpośrednio na rakietach nośnych, wykorzystujących tę samą technologię, która ponad ćwierć wieku temu pozwoliła astronautom dotrzeć na Księżyc.

W jaki sposób? Realizacja prawie wszystkich planów załogowych wypraw na Marsa - rozwijanych od lat pięćdziesiątych do dziewięćdziesiątych - zakładała dowiezienie na planetę przez ogromne kosmiczne transportowce całości zapasów, potrzebnych do życia ludzkiej załodze, oraz paliwa rakietowego na pełny czas trwania wyprawy. Potrzebny statek byłby tak wielki, że nie mógłby wystartować z powierzchni Ziemi, więc byłby składany z członów na orbicie okołoziemskiej. Montaż statku kosmicznego oraz przechowywanie sporych ilości materiału napędowego pociągają za sobą konieczność zbudowania na orbicie swoistego „równoległego świata", składającego się z krążących wokół Ziemi gigantycznych „suchych doków", hangarów, magazynów paliwa kriogenicznego, stacji energetycznych, punktów kontrolnych i stacji mieszkalnych dla ekipy montażowej. Wielokrotnie podkreślano, że realizacja misji załogowej na Marsa według takich koncepcji pochłonie setki miliardów dolarów i nie będzie możliwa bez technologii, które powstaną nie wcześniej niż za trzydzieści lat.

Okazuje się jednak, że - aby ludzie mogli wylądować na Marsie - nie potrzeba żadnych cudownych, nie znanych technologii ani ogromnych pieniędzy. Załogowa podróż na Czerwoną Planetę nie wymaga budowy futurystycznych statków kosmicznych w rodzaju Battlestar Galactica. Odwołanie się do zdrowego rozsądku i wykorzystanie dostępnych już teraz technologii pozwoli odbyć podróż bez wielkich obciążeń i „żyć, wykorzystując lokalne zasoby". Na identycznych koncepcjach opierały się prawie wszystkie udane wyprawy odkrywcze i badawcze, podejmowane w przeszłości na Ziemi. Wykorzystywanie lokalnych zasobów w inteligentny sposób jest strategią, która w przeszłości pozwoliła nie tylko zdobyć amerykański Dziki Zachód, lecz poznać całą Ziemię. „Wykorzystanie lokal-

PROJEKT MARS DIRECT • 23

nych zasobów" pozwoli również zdobyć Marsa. Projekty konwencjonalnych misji na Marsa są tak ogromnie rozbudowane i kosztowne właśnie dlatego, że zakłada się w nich, iż do wyprawy na Marsa - trwającej łącznie z drogą powrotną 2-3 lata - konieczne jest zabranie z Ziemi wszystkich niezbędnych materiałów. Jeśliby jednak udało się wytwarzać potrzebne materiały na Marsie, sytuacja wyglądałaby zupełnie inaczej.

Wiosną 1990 roku zacząłem kierować w firmie Martin Ma-rietta Astronautics w Denver w stanie Kolorado zespołem inżynierów i naukowców, którzy pracowali nad projektem pionierskiej wyprawy na Marsa, wykorzystującej te koncepcje. Projekt nosi nazwę Mars Direct (Bezpośrednio na Marsa) i jest najszybszym, najbezpieczniejszym, najbardziej praktycznym i najtańszym programem zbadania Czerwonej Planety i osiedlenia się na niej.

Projekt Mars Direct unika zbędnych, kosztownych i czasochłonnych rozwiązań: nie ma potrzeby montażu rakiety w całość na niskiej orbicie okołoziemskiej, wymiany paliwa podczas lotu, budowy hangarów dla statków kosmicznych i ogromnej stacji kosmicznej ani budowania baz księżycowych przed przystąpieniem do badań Marsa. Rezygnacja z tych planów prawdopodobnie pozwoli ludziom dostać się na Czerwoną Planetę dwadzieścia lat wcześniej, niż gdyby przyjęto inną koncepcję wyprawy, a także uniknąć rosnących kosztów administracyjnych, problemu, z którym borykają się wszystkie rozbudowane programy rządowe.

Realizacja projektu Mars Direct wymagałaby przeznaczenia około 20 miliardów dolarów na wytworzenie całego potrzebnego wyposażenia oraz około 2 miliardów na każdą następną wyprawę na Marsa. Bez wątpienia są to ogromne kwoty, jeśliby jednak wydatek ten rozłożyć na dziesięć lat, potrzebne sumy byłyby równe 7% obecnych budżetów cywilnych oraz wojskowych programów badań kosmicznych. Ponadto, podobnie jak 70 miliardów dolarów (dzisiejsza wartość), wydanych w latach sześćdziesiątych na badania naukowe i opracowanie technologii dla misji Apollo, pieniądze przeznaczone na projekt Mars Direct dałyby amerykańskiej gospodarce równie potężny impuls.

24 • CZAS MARSA

Program Mars Direct może wydawać się atrakcyjny z powodu swej prostoty, lecz jednocześnie niewykonalny, gdyż masa materiałów napędowych i innych zapasów, koniecznych do załogowej wyprawy na Marsa, uniemożliwia start statku z Ziemi i bezpośredni lot na Marsa. Sytuacja tak właśnie by się przedstawiała, gdyby nie jedna istotna różnica: paliwo i zapasy, potrzebne do realizacji marsjańskiej misji, nie muszą pochodzić z Ziemi - można zaopatrzyć się w nie na Marsie.

Oto jak przedstawia się realizacja projektu Mars Direct widziana z dogodnego punktu obserwacyjnego - końca lat dziewięćdziesiątych XX wieku.

Sierpień 2OO5

Na wyrzutni rakietowej Centrum Kosmicznego im. J. F. Ken-nedy'ego na Przylądku Canaveral na Florydzie stoi wielostopniowa rakieta nowego typu, zbudowana z obecnie istniejących części. Cienka metalowa powłoka paruje w porannym słońcu. Rakieta nośna przypomina starego Saturna 5 - rakietę, która zaniosła człowieka na brzegi księżycowego Morza Spokoju. Choć nowa rakieta nośna Ares nie odbiega zbytnio pod względem nośności od Saturna 5, jest napędzana czterema silnikami głównymi SSME promu kosmicznego oraz dwoma silnikami wspomagającymi promu; skonstruowano je dzięki pracom prowadzonym w ciągu ostatnich dwudziestu lat. Silniki się zapalają, a płomienie i dym, spowijające startującego Aresa, wyznaczają początek nowej ery kosmicznej. Gdy statek zostawia daleko w dole ziemską atmosferę, jego górny stopień oddziela się od rakiety nośnej. Zaczyna pracować pojedynczy silnik, wykorzystujący spalanie wodoru i tlenu: w stronę Marsa w bezzałogowy rejs rusza gwałtownie 45-tonowy statek, który posłuży do powrotu na Ziemię (ERY, od ang. Earth Re-turn Yehicle).

Charakter statku powrotnego oddaje jego nazwa. Będzie miał za zadanie przetransportować astronautów z powierzchni Marsa na Ziemię; lot zakończy się wodowaniem w jednym

PROJEKT MARS DIRECT • 25

z mórz. Lecąc na Marsa, statek powrotny przewozi nieduży reaktor jądrowy, zamontowany na górze lekkiego pojazdu transportowego, automatyczne instalacje do przeprowadzania procesów chemicznych, wraz z zestawem sprężarek, oraz parę roverów (ruchomych stacji badawczych) z wyposażeniem do prowadzenia badań naukowych. Część załogowa statku powrotnego obejmuje system podtrzymywania funkcji życiowych, zapasy żywności oraz inne przedmioty, niezbędne czteroosobowej załodze podczas ośmiomiesięcznej podróży powrotnej na Ziemię. Statek powrotny przybywa na Czerwoną Planetę z prawie pustymi zbiornikami paliwowymi (jest tam zaledwie 6 ton ciekłego wodoru, który posłuży do produkcji paliwa rakietowego), choć podczas rejsu powrotnego dwa człony napędowe statku zużyją około 96 ton dwuskładnikowego paliwa (metan/tlen).

Luty 2006

Statek powrotny dociera na Marsa po sześciu miesiącach lotu ze średnią prędkością około 27 km/s. Przybywając, statek delikatnie zawadza o górne warstwy cienkiej atmosfery Czerwonej Planety, wykorzystując osłonę aerodynamiczną - zaokrągloną osłonę w kształcie grzyba. Prędkość statku maleje na tyle, że może on wejść na orbitę wokół Marsa. Statek powrotny czeka na orbicie przez parę dni, podczas których służba kontroli lotów przeprowadza ostateczny sprawdzian działania systemów. Gdy w wybranym miejscu lądowania nadchodzi jasny świt ze słabym wiatrem i cienie na powierzchni wyraźnie się rysują, statek kosmiczny zostaje ponownie skierowany w atmosferę przed podejściem do lądowania. Osłona aerodynamiczna statku powoduje, że zwalnia on poniżej prędkości dźwięku, co umożliwia otworzenie spadochronów, pozwalających łagodnie zejść ku powierzchni Marsa. Następnie, kilkaset metrów nad powierzchnią planety, spadochrony zostają odrzucone, statek zaś uruchamia małe rakietki, które mają za zadanie delikatnie posadzić go na powierzchni.

26 • CZAS MARSA

Statek powrotny, osiadłszy na rdzawym gruncie planety, z miejsca przystępuje do produkcji - niemal z niczego, bo z rzadkiego marsjanskiego powietrza - paliwa, potrzebnego do lotu powrotnego na Ziemię. Otwierają się boczne drzwi, przez które na zewnątrz wytacza się lekki pojazd z niedużym reaktorem jądrowym. Kontrolerzy lotu z centrum w Houston, wykorzystując jako „oczy" małe kamery telewizyjne, zamontowane na pokładzie, powoli skierowują pojazd ku miejscu odległemu o kilkaset metrów od lądowiska. Gdy pojazd się porusza, z kołowrotu stopniowo odwija się kabel zasilania, łączący układ instalacji chemicznych na statku z niedużym reaktorem jądrowym. Gdy kontrolerom uda się doprowadzić pojazd w odpowiednie miejsce, wyciągarka podnosi nieduży reaktor umieszczony w ładowni pojazdu, po czym opuszcza go i układa wewnątrz małego krateru lub innego naturalnego zagłębienia powierzchni. Wkrótce po uruchomieniu reaktor dostarcza do jednostki chemicznej statku energię elektryczną o mocy 100 kilowatów (kW); wystarcza ona do rozpoczęcia produkcji paliwa rakietowego. Proces ten polega na wsysaniu marsjanskiego powietrza za pomocą zestawu pomp oraz prowadzeniu reakcji z udziałem wodoru, przetransportowanego z Ziemi na pokładzie statku powrotnego. Powietrze na Marsie składa się prawie wyłącznie (w 95%) z dwutlenku węgla (CO2) w postaci gazowej. W instalacji chemicznej dwutlenek węgla wiązany jest z wodorem (H2), dając w rezultacie metan (CH4) - paliwo rakietowe magazynowane na statku po wyprodukowaniu -oraz wodę (H2O). Ta prosta reakcja metanizacji była wykorzystywana w celach przemysłowych już w ostatniej dekadzie XIX wieku. Metanizacja eliminuje ewentualny problem, związany z przechowywaniem na powierzchni Marsa ciekłego wodoru w bardzo niskiej temperaturze. W innym reaktorze dochodzi do rozdzielenia wody, powstałej w wyniku metanizacji, na pierwiastki składowe - wodór i tlen; tlen jako paliwo rakietowe trafia do magazynu, wodór natomiast jest przydatny do produkcji kolejnych porcji metanu i wody - jest on wprowadzany do ponownego obiegu w jednostce chemicznej. Dodatkowe ilości tlenu pochodzą z trzeciej instalacji, która pobiera

PROJEKT MARS DIRECT • 27

z marsjańskiej atmosfery dwutlenek węgla, by oddzielić tlen, potrzebny jako paliwo rakietowe, od bezużytecznego odpadu, tlenku węgla (zwanego czadem), uwalnianego do atmosfery. Bazując na przywiezionym z Ziemi początkowym zapasie 6 ton ciekłego wodoru, po upływie pół roku funkcjonowania instalacji chemicznych wyprodukowanych zostanie 108 ton metanu i tlenu. Ilość ta wystarczy na lot powrotny; co więcej, 12 ton można będzie wykorzystać jako paliwo dla jeżdżących po powierzchni planety pojazdów terenowych z napędem spalinowym. Wykorzystanie marsjańskiego powietrza - najłatwiej dostępnych zasobów Marsa - umożliwia osiemnastokrotne pomnożenie zapasów paliwa rakietowego (w stosunku do paliwa przywiezionego z Ziemi).

Można odnieść wrażenie, że przedstawiony ciąg reakcji syntezy wymaga zaawansowanej wiedzy chemicznej. W rzeczywistości proces ten nie wykracza w ogóle poza powszechnie stosowane technologie ery oświetlenia gazowego, a nawet jest trywialny w porównaniu z niemal wszystkimi innymi procesami oraz działaniami, które trzeba wykonać, realizując jakąkolwiek misję międzyplanetarną. Realność planu Mars Direct zawdzięczamy właśnie koncepcji „wykorzystywania lokalnych zasobów". Próba dowiezienia na Marsa całej ilości potrzebnego paliwa rakietowego nie mogłaby się powieść bez budowy ogromnych, kosztownych statków kosmicznych, składających się z członów startujących osobno i składanych w całość na orbicie okołoziemskiej. Koszty zorganizowania takiej misji prędko urosłyby do niewyobrażalnej wysokości. Nie powinno nas zatem dziwić, że możliwość wykorzystania lokalnych zasobów ma decydujący wpływ na organizację lotu na Marsa; odnosi się to zresztą do każdej innej wyprawy kosmicznej. Zastanówmy się, co by się stało, gdyby Lewis i Clark1 zabrali w swą transkontynentalną podróż całą potrzebną żywność, wodę i paszę. Przewóz tak wielkich zapasów nie byłby możliwy bez setek wozów, które z kolei wyma-

1 M. Lewis i W. Clark odbyli w latach 1804-5 pierwszą amerykańską transkontynentalną wyprawę badawczą (przyp. red.)-

28 • CZAS MARSA

gałyby setek koni i woźniców. Taka organizacja podróży skończyłaby się logistycznym koszmarem, a koszty przewyższyłyby ogół środków, znajdujących się w Ameryce za czasów prezydenta Jeffersona. Nic dziwnego, że koszty wysłania misji na Marsa zgodnie z projektami, nie zakładającymi wykorzystania lokalnych zasobów, urosłyby do zawrotnej kwoty 450 miliardów dolarów!

Wrzesień 2006

Trzynaście miesięcy po starcie z Ziemi na powierzchni Marsa spoczywa statek powrotny, wyposażony już w zapas paliwa, i czeka na przybycie astronautów. Inżynierowie z Centrum Kosmicznego im. Johnsona NASA, nadzorujący każdy etap chemicznego procesu produkcji materiału napędowego, zezwolili na rozpoczęcie następnej fazy planu Mars Direct. Statek powrotny rozmieszcza małe roboty, których zadanie polega na zbadaniu i sfotografowaniu bezpośredniego otoczenia. W wyborze miejsca swego przyszłego lądowania w okolicy statku powrotnego aktywnie uczestniczy, oprócz robotów badawczych, odpowiednio przeszkolona załoga pierwszej misji na Marsa. Po paru miesiącach dokładnych obserwacji sejsmicznych wyznaczony zostaje idealny punkt lądowania. Jeden z małych robotów, sunąc powoli przez wyboistą marsjań-ską powierzchnię, umieszcza w tym miejscu transponder radiolokacyjny, mający pomóc w bezpiecznym lądowaniu statku niosącego załogę.

Październik 2O07

Oczekując na rozpoczęcie nowej ery w historii ludzkości, nad równinami otaczającymi Przylądek Canaveral majestatycznie góruje rakieta nośna Ares 3, przenosząca statek Beagle, nazwany tak dla upamiętnienia statku, wiozącego Charlesa Dar-wina podczas jego odkrywczej podróży. Parę tygodni wcześniej

PROJEKT MARS DIRECT • 29

w niebo nad Florydą wzbiła się rakieta nośna Ares 2, identyczna jak Ares 1; przewozi ona również podobny ładunek. Gdy tłumy, zainteresowane startem rakiety, mającej zabrać pierwszych ludzi na Marsa, zbierają się wokół niej, Ares 2 pędzi już w stronę Czerwonej Planety.

Zasadniczym elementem statku Beagle jest moduł mieszkalny, z wyglądu przypominający trochę wielki bęben. Moduł ma 5 m wysokości i 8 m średnicy i potocznie nazywa się go habem. W jego skład wchodzą dwa pokłady, każdy wysokości 2,5 m i o powierzchni 100 m2, jest więc wystarczająco duży, by stanowić wygodne pomieszczenie dla czteroosobowej załogi. Moduł mieszkalny wyposażony jest w system podtrzymywania funkcji życiowych załogi, wykorzystujący w zamkniętym obiegu zużyty tlen i wodę; ma też zapas pożywienia na trzy lata, a poza tym spore rezerwy suchego prowiantu oraz ciśnieniowy pojazd naziemny, napędzany wewnętrznym silnikiem spalającym mieszaninę metanowo-tlenową (rys. 1.1).

Rys. 1.1. Moduł mieszkalny wg projektu Mars Direct oraz statek powrotny (ERY), umieszczone wewnątrz układu hamowania atmosferycznego.

Członkowie załogi muszą mieć prawdziwie renesansową naturę. Biorąc pod uwagę badawczy charakter pierwszej wyprawy na.Marsa i oddalenie od Ziemi, wszyscy muszą być przeszkoleni w wielu dyscyplinach. Zasadniczo w skład załogi

30 • CZAS MARSA

wchodzą dwaj naukowcy przygotowani do badań terenowych (biogeochemik i geolog) oraz dwaj inżynierowie mechanicy: pilot, mający jednocześnie wykształcenie inżyniera pokładowego, i członek załogi, będący wszechstronnym ekspertem i „złotą rączką", również inżynier pokładowy, potrafiący ponadto udzielić pomocy medycznej i rozumiejący szeroko zakreślone cele badań naukowych. Osoba ta dubluje umiejętności wszystkich pozostałych członków załogi, pełniąc jednocześnie funkcję dowódcy wyprawy.

Na pokładzie Beagle czworo astronautów przygotowuje się do rozpoczęcia prowadzącej do innego świata podróży, z której powrócą po około dwóch i pół roku - w przybliżeniu tyle czasu przed paroma wiekami zajęło podróżnikom opłynięcie kuli ziemskiej. W odległości kilku kilometrów od statku ponad milion ludzi wpatruje się w niebo, oczekując aż odliczanie dojdzie do zera. Ziejąc ogniem, odpalają silniki pierwszego stopnia rakiety nośnej. Gdy Ares 3 odrywa się od wyrzutni, ludzie wiwatują. Rakieta przyspiesza, unosząc przez atmosferę górny stopień z ładunkiem. Następnie włączają się silniki górnego stopnia rakiety nośnej i odłącza się stopień dolny. Statek osiąga kursową prędkość podróży międzyplanetarnej. Ku Marsowi zmierza czworo ludzi.

Pilot modułu mieszkalnego poleca odrzucić wypalony górny stopień rakiety nośnej; utrzymuje się go jednak na uwięzi liną długości 330 m. Uruchomiony zostaje mały silnik rakietowy modułu mieszkalnego, dzięki czemu statek zaczyna się obracać, wykonując dwa obroty na minutę. Powstała w ten sposób siła odśrodkowa wystarczy, by podczas lotu na Czerwoną Planetę zapewnić astronautom sztuczną grawitację, zbliżoną do siły ciążenia, występującej na Marsie.

Kwiecień 2008

Po 180 dniach lotu moduł mieszkalny dociera na Czerwoną Planetę. Statek pozbywa się liny i górnego członu, po czym hamuje i wchodzi na orbitę wokół Marsa. Załoga zamierza posa-

PROJEKT MARS DIRECT • 31

dzić Beagle na miejscu lądowania, sprawdzonym uprzednio przez statek powrotny, który ruszył na Marsa w 2005 roku. Radiolatarnia znajdująca się na Aresie l, szczegółowe mapy i fotografie miejsca lądowania, transponder radarowy oraz umiejętności załogi stanowią gwarancję pomyślnego lądowania. Gdyby, choć to mało prawdopodobne, Beagle nie odnalazł miejsca lądowania, załoga mogłaby wybrać trzy możliwości postępowania. Po pierwsze, na pokładzie modułu mieszkalnego znajduje się ciśnieniowy rover z napędem o zasięgu do 1000 km, zatem w promieniu 1000 km od wyznaczonego miejsca lądowania załoga może samodzielnie dotrzeć do statku powrotnego, podróżując po powierzchni Marsa. Drugie rozwiązanie może zostać wykorzystane w sytuacji, gdyby, z powodu jakiejś katastrofy, Beacie wylądował dalej niż 1000 km od celu. Drugi statek powrotny, wysłany w drogę na rakiecie nośnej Ares 2, porusza się po powolniejszej trajektorii i zbliża się do Marsa nieco później niż Beagle. A zatem nawet jeśli załoga znajdzie się po niewłaściwej stronie Czerwonej Planety, będzie mogła pokierować drugim statkiem powrotnym tak, by wylądował tuż koło modułu mieszkalnego. Ostatnia możliwość polega na zaopatrzeniu czteroosobowej załogi w zapasy, wystarczające na trzy ciężkie lata, które musiałaby ona przetrwać na Marsie, gdyby doszło do najgorszego; w 2009 roku wysłane zostałyby kolejne zapasy oraz statek powrotny.


Дата добавления: 2015-10-28; просмотров: 46 | Нарушение авторских прав


<== предыдущая страница | следующая страница ==>
1 страница| 3 страница

mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.014 сек.)