Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

Nic darowane



Nic darowane, wszystko pożyczone.

Tonę w długach po uszy.

Będę zmuszona sobą

zapłacić za siebie,

za życie oddać życie.

Tak to już urządzone,

że serce do zwrotu

i wątroba do zwrotu

i każdy palec z osobna.

Za późno na zerwanie warunków umowy.

Długi będą ściągnięte ze mnie

wraz ze skórą.

Chodzę po świecie

w tłumie innych dłużników.

Na jednych ciąży przymus

spłaty skrzydeł.

Drudzy chcąc nie chcąc

rozliczą się z liści.

Po stronie Winien

wszelka tkanka w nas.

Żadnej rzęski, szypułki

do zachowania na zawsze.

Spis jest dokładny

i na to wygląda,

że mamy zostać z niczym.

Nie mogę sobie przypomnieć

gdzie, kiedy i po co

pozwoliłam otworzyć sobie

ten rachunek.

Protest przeciwko niemu

nazywamy duszą.

I to jest to jedyne,

czego nie ma w spisie.

Koniec i początek, 1993

 

Wersja wydarzeń

Jeżeli pozwolono nam wybierać,

zastanawialiśmy się chyba długo.

Proponowane ciała były niewygodne

i niszczyły się brzydko.

Mierziły nas

sposoby zaspokojania głodu,

odstręczało

bezwolne dziedziczenie cech

i tyrania gruczołów.

Świat, co miał nas otaczać,

był w bezustannym rozpadzie.

Szalały sobie na nim skutki przyczyn.

Z podanych nam do wglądu

poszczególnych losów

odrzuciliśmy większość

ze smutkiem i zgrozą.

Nasuwały się takie na przykład pytania

czy warto rodzić w bólach

martwe dziecko

i po co być żeglarzem,

który nie dopłynie.

Godziliśmy się na śmierć,

ale nie w każdej postaci.

Pociągała nas miłość,

dobrze, ale miłość

dotrzymująca obietnic.

Od służby sztuce

odstraszały nas

zarówno chwiejność ocen

jak i nietrwałość arcydzieł.

Każdy chciał mieć ojczyznę bez sąsiadów

i przeżyć życie

w przerwie między wojnami.

Nikt z nas nie chciał brać władzy

ani jej podlegać,

nikt nie chciał być ofiarą

własnych i cudzych złudzeń,

nie było ochotników

do tłumów, pochodów

a już tym bardziej do ginących plemion

– bez czego jednak dzieje

nie mogłyby się w żaden sposób toczyć

przez przewidziane wieki.

Tymczasem spora ilość

zaświeconych gwiazd

zgasła już i wystygła.

Była najwyższa pora na decyzję.

Przy wielu zastrzeżeniach

zjawili się nareszcie kandydaci

na niektórych odkrywców i uzdrowicieli,

na kilku filozofów bez rozgłosu,

na paru bezimiennych ogrodników,

sztukmistrzów i muzykantów

– choć z braku innych zgłoszeń

nawet i te żywoty

spełnić by się nie mogły.

Należało raz jeszcze

całą rzecz przemyśleć.

Została nam złożona

oferta podróży,

z której przecież wrócimy

szybko i na pewno.

Pobyt poza wiecznością,

bądź co bądź jednostajną

i nie znającą upływu

mógł się już nigdy więcej nie powtórzyć.

Opadły nas wątpliwości,

czy wiedząc wszystko z góry

wiemy naprawdę wszystko.

Czy wybór tak przedwczesny

jest jakimkolwiek wyborem

i czy nie lepiej będzie

puścić go w niepamięć,

a jeżeli wybierać

– to wybierać tam.

Spojrzeliśmy na Ziemię.

Żyli już na niej jacyś ryzykanci.

Słaba roślina

czepiała się skały

z lekkomyślną ufnością,

że nie wyrwie jej wiatr.

Niewielkie zwierzę

wygrzebywało się z nory

z dziwnym dla nas wysiłkiem i nadzieją.

Wydaliśmy się sobie zbyt ostrożni,

małostkowi i śmieszni.

Wkrótce zaczęło nas zresztą ubywać.

Najniecierpliwsi gdzieś się nam podziali.

Poszli na pierwszy ogień

– tak, to było jasne.

Rozpalali go właśnie

na stromym brzegu rzeczywistej rzeki.

Kilkoro

wyruszało już nawet z powrotem.

Ale nie w naszą stronę.

I jakby coś pozyskanego? niosąc?

Koniec i początek, 1993

 

 

Milczenie roślin

Jednostronna znajomość między mną a wami

rozwija się nie najgorzej.

Wiem co listek, co płatek, kłos, szyszka, łodyga,

i co się z wami dzieje w kwietniu, a co w grudniu.

Chociaż moja ciekawość jest bez wzajemności,

nad niektórymi schylam się specjalnie,

a ku niektórym z was zadzieram głowę.

Macie u mnie imiona:

klon, łopian, przylaszczka,

wrzos, jałowiec, jemioła, niezapominajka,

a ja u was żadnego.

Podróż nasza jest wspólna.

W czasie wspólnych podróży rozmawia się przecież,

wymienia się uwagi choćby o pogodzie,

albo o stacjach mijanych w rozpędzie.

Nie brakłoby tematów, bo łączy nas wiele.

Ta sama gwiazda trzyma nas w zasięgu.

Rzucamy cienie na tych samych prawach.

Próbujemy coś wiedzieć, każde na swój sposób,

a to, czego nic wiemy, to też podobieństwo.

Objaśnię jak potrafię, tylko zapytajcie:

co to takiego oglądać oczami,

po co serce mi bije

i czemu moje ciało nie zakorzenione.

Ale jak odpowiadać na niestawiane pytania,

jeśli w dodatku jest się kimś

tak bardzo dla was nikim.

Porośla, zagajniki, łąki i szuwary –

wszystko, co do was mówię, to monolog,

i nie wy go słuchacie.

Rozmowa z wami konieczna jest i niemożliwa.

Pilna w życiu pośpiesznym

i odłożona na nigdy.

Z nowych wierszy

 

Chmury

Z opisywaniem chmur

musiałabym się bardzo śpieszyć –

już po ułamku chwili

przestają być te, zaczynają być inne.

Ich właściwością jest

nie powtarzać się nigdy

w kształtach, odcieniach, pozach i układzie.

Nie obciążone pamięcią o niczym,

unoszą się bez trudu nad faktami.

Jacy tam z nich świadkowie czegokolwiek –

natychmiast rozwiewają się na wszystkije strony.

W porównaniu z chmurami

życie wydaje się ugruntowane,

omalże trwałe i prawie że wieczne.

Przy chmurach

nawet kamień wygląda jak brat,

na którym można polegać,

a one, cóż, dalekie i płoche kuzynki.

Niech sobie ludzie będą, jeśli chcą,

a potem po kolei każde z nich umiera,

im, chmurom, nic do tego

wszystkiego

bardzo dziwnego.

Nad całym Twoim życiem

I moim, jeszcze nie całym,

paradują w przepychu jak paradowały.

Nie mają obowiązku razem z nasmi ginąć.

Nie muszą być widziane, żeby płynąć.

Z nowych wierszy

 

Trzy słowa najdziwniejsze

Kiedy wymawiam słowo Przyszłość,

pierwsza sylaba odchodzi już do przeszłości.

Kiedy wymawiam słowoCisza,

niszczę ją.

Kiedy wymawiam słowo Nic,

stwarzam coś, co nie mieści się w żadnym niebycie.

Z nowych wierszy

 

 

Na śmierć rewolucjonisty

A z tej celi pustej i chłodnej

trzeba będzie niedługo odejść,

jeszcze spojrzeć w niebo pogodne,

jeszcze spojrzeć za siebie – w młodość.

Już za chwilę przyjdą żandarmi,

wyprowadzą bez słowa z celi...

Trzeba umieć,jak żołnierz armii,

iść spokojnie pod mur cytadeli.

Ach,umierać nie będzie ciężko,

chociaż serce ma lat dwadzieścia –

nie złamane codzienną klęską,

dziesięć klęsk,dziesięć kul pomieści!

Bo jest życie piękniejsze, nowe,

i życ warto, i umrzeć warto!

Trzeba nieść, jak chorągiew, głowę,

świecić piersią kulami rozdartą,

trzeba umieć umierać pięknie,

patrzeć w lufy wzniesione śmiało!

Aż się podłe zadziwi i zlęknie,

aż umilknie łoskot wystrzałów!

 

 


Дата добавления: 2015-07-10; просмотров: 73 | Нарушение авторских прав






mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.017 сек.)