Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

Człowiek zostaje przez Kościół przywołany do wierzenia, a nie do myślenia. Tym sposobem człowiek przez całe swoje życie ćwiczy się w 30 страница



Język chrześcijan - przeciwnie - jest przepełniony krwią. Podobnie jak Hiszpanom niemożna wyperswadować walki byków, tak chrześcijanom nie można wyperswadować zbawienia wyściełanego krwią, są żądni krwi. W dniu 11 czerwca 1980 roku biskup Klaus Hemmerle z Aachen występował na drugim programie niemieckiej telewizji. Na pytanie dziennikarza, o czym myśli, kiedy rankiem spotyka pierwszego przechodzącego człowieka, ten zazwyczaj niezwykle wrażliwy i sympatyczny człowiek odparł: „ kiedy spotykam rankiem pierwszego człowieka, widzę krew naszego Zbawiciela spływającą z napotkanej osoby i wtedy wiem, że jesteśmy zbawieni. Taki był mniej więcej sens tej odpowiedzi.

Krew jest czymś dobrym. Św. Piotr Damiani (†1072), kaznodzieja nawołujący do pokuty, wróg kobiet, człowiek zafascynowany celibatem, polecał swoim kuzynom jako środek zachowania seksualnej czystości codzienne przystępowanie do komunii: „Diabeł, jako wróg czystości, salwuje się ucieczką, kiedy dostrzeże twoje wargi zabawione krwią Chrystusa" (De castitate).

Święta Katarzyna z Sieny (†1380) często miała wizje przepełnione widokiem krwi, kiedy ksiądz podczas mszy podnosił mszalny kielich. Widziała wtedy krew Chrystusa przelewającą się przez ołtarz. Z wszystkich płynów pierwszeństwo dawała czerwonemu octowi, gdyż przypominał „błogosławione cierpienia Jezusa". A kiedy na jej oczach łamano hostię, widziała, jak ta zabarwiała się krwistoczerwono. W czasie przyjmowania komunii czuła smak krwi w ustach i odnosiła wrażenie, że „w czasie eucharystii, jak gdyby przyjmowała w całości małego i krwawiącego Chrystusa". Dla niej właśnie wino w obrządku eucharystii odgrywało większe znaczenie niż chleb, ponieważ lepiej oddawało krwawą ofiarę złożoną przez Chrystusa. Z tego też powodu chciała zawsze w czasie Wieczerzy Pańskiej koniecznie pić z kielicha[351]. Dla Katarzyny z Sieny bez krwi nie ma zbawienia. Papież jest dla niej „piwnicznym" tej krwi.

W filmie Gandhi (1981/82) z Benem Kingsleyem w roli tytułowej jakiś mahometanin (albo hinduista?) mówi: Znam młodą dziewczynę, chrześcijankę, ona pije krew. Inni ludzie na to zapytali ze zdziwieniem: Jak to? Odpowiedź brzmiała: Pije krew Pana w czasie komunii. Na co ludzie: Ach tak! Ten krótki dialog wskazuje na bezsens, za jaki uchodzi chrześcijańska religia w oczach niewykształconych nie-chrześcijan. Trwające dwa tysiące lat przyzwyczajenie do praktyk chrześcijan spowodowało w międzyczasie, że ów chrześcijański kanibalizm picia ludzkiej krwi kwitowany jest (przez innowierców) wzruszeniem ramion.

Nie zawsze jednak tak było. W pierwszych stuleciach dochodziło niejednokrotnie do nieporozumień i od czasu do czasu pojawiał się formułowany przez pogan zarzut, jakoby chrześcijanie zjadali małe dzieci. Później, kiedy od IV wieku chrześcijanie mogli narzucać innym swoje poglądy i ze swej strony mogli prześladować innowierców - przejęli ten zarzut i włączyli do standardowego repertuaru uzasadniającego pogromy Żydów. Ostatni z wielkich tak zwanych procesów o mordy rytualne, w którym zarzucano Żydom picie dziecięcej krwi (jeśli abstrahować od dwóch mało eksponowanych takich procesów o mordy rytualne z czasów nazizmu, mających miejsce w roku 1936 w Kłajpedzie i 1937 w Bambergu) miał miejsce w 1913 roku w Kijowie: oskarżonym był Mendel Beilis. Pretekstem do wszczęcia tego procesu było znalezienie w 1911 roku w pobliżu Kijowa zwłok wykrwawionego 13-letniego Andrzeja Jouchczyńskiego.



Wieczorne wspominanie krwi przelanej przez Jezusa należy do zwyczaju pobożnych chrześcijańskich domów. Istnieje ewangelicka wieczorna rymowana modlitwa dziecięca, która brzmi: „Jeśli wyrządziłem dzisiaj krzywdę, nie przydawaj jej, o Boże, znaczenia. Twoja łaska i Jezusa krew naprawiają przecież wszelkie przewinienia." Krew Jezusa także dorosłym przecież przynosi korzyści: kilka lat temu można było przeczytać o tym, jak amerykański kaznodzieja telewizyjny Jimmy Swaggart potknął się o prostytutkę, według informacji prasowych, modlił się do Jezusa tymi oto słowami: „Niech Twoja drogocenna krew zmyje każde piętno i oczyści." Krew jednak nie zmywa plam, przeciwnie - krew plamy wywołuje.

Ewangelickich i katolickich chrześcijan, znacznie różniących się pod wieloma względami, łączy dogłębne braterstwo krwi, jeśli chodzi o kwestię znaczenia krwi dla osiągnięcia zbawienia. Na stracenie Jezusa kładą oni nacisk, z tej wartości nie chcą zrezygnować. Zbawienie ludzkości bez przelanej krwi jest, ich zdaniem, niemożliwe. Ale co by się właściwie stało, gdyby imperium rzymskie, rządzone wówczas przez cesarza Tyberiusza, było już wtedy tak humanitarne jak RFN pod rządami Helmuta Kohla i gdyby Poncjusz Piłat nie mógł ferować wyroku śmierci? A gdyby Jezus zmarł naturalną śmiercią ze starości albo w wyniku zatrucia rybami? Czyżby wtedy zbawienie ludzkości spełzło na niczym, ze względu na humanitaryzm ludzi wtedy żyjących?

Albo może udałoby się tylko połowicznie, gdyby Rzymianie w zakresie metod wykonywania wyroków śmierci już wtedy osiągnęli wyższy poziom techniczny, taki jaki osiągnięto dzisiaj, kiedy można zastosować na przykład taką zdobycz techniczną jak krzesło elektryczne? Czy wtedy chrześcijanie zamiast modlić się słowami: „O Boże, jakże napełniasz nas radością przez chwałę świętego krzyża" (Święto Wywyższenia Krzyża jest obchodzone 14 września), poszliby z duchem czasu i mówili o „radości przez chwałę krzesła elektrycznego"?

Albo gdyby śmierć Jezusa nastąpiła w wyniku wstrzyknięcia trucizny, jak to jest praktykowane w niektórych stanach Ameryki Północnej, czy mielibyśmy wtedy do czynienia ze zbawieniem mocą strzykawki? A może uratowałoby ludzkość ostatnie kończące życie wstrzyknięcie, tzw. złoty strzał. Zapewne jednak nie, gdyż nie popłynęłaby wówczas krew. Zabrakłoby nam, że tak powiem, połowy komunii, eucharystii, zabrakłoby mianowicie wina, czyli krwi. A w czasie mszy księża obywaliby się tylko połową swych słów opisujących transsubstancjację (przeistoczenie). Po tym można zresztą rozpoznać, że nasze świętowanie Wieczerzy Pańskiej zasadza się nie tylko na śmierci Jezusa, ale przede wszystkim na określonego rodzaju śmierci Jezusa. W praktyce oznacza to więc, że zbawili nas Rzymianie. Dzięki ich krwawemu i okrutnemu wymiarowi sprawiedliwości doszło do zbawienia świata.

Rudolf Bultmann, teolog ewangelicki, który wywarł na teologię tego wyznania wielki wpływ, a od pewnego czasu wywiera wpływ także na teologię katolicką, któremu jednak na ogół nie daje się posłuchu za radykalnie zdemitologizowany Nowy Testament, w książce „ Jesus " z 1926 roku, pisze: „Jezus zresztą nie mówił o swojej śmierci i zmartwychwstaniu, i o ich znaczeniu dla osiągnięcia zbawienia. Wprawdzie w Ewangeliach włożona w Jego usta nieliczne słowa o podobnej treści, ale ich źródłem jest dopiero wiara gminy i na ogół nie wywodzą się one nawet z gminy pierwotnej, ale z chrześcijaństwa ukształtowanego hellenistycznie. Tak rzecz się ma przede wszystkim z dwiema najistotniejszymi wypowiedziami, słowami dotyczącymi okupu i słowami wypowiedzianymi w trakcie Ostatniej Wieczerzy: «Bo i Syn Człowieczy nie przyszedł, aby Mu służono, lecz żeby służyć i dać swoje życie za okup wielu» (Mk 10, 45). «A gdy jedli, wziął chleb i odmówił błogosławieństwo, połamał i dał im mówiąc: ‘Bierzcie, to jest ciało Moje.’ Potem wziął kielich i odmówiwszy dziękczynienie dał im, i pili z niego wszyscy. I rzekł do nich: ‘To jest Moja krew Przymierza, która za wielu będzie wylana’» (Mk 14, 22-24)"[352].

To oznacza, że Jezus ani nie dawał swojego ciała do jedzenia, ani swojej krwi do picia, i to ani w dosłownym, ani w przenośnym sensie tego słowa. Jezus sam siebie nie ofiarował. Nie chciał swojej śmierci, także jako wyrazu aktu posłuszeństwa wobec swego Ojca. Ponieważ także Bóg nie pragnął Jego śmierci. Ani Bóg nie żądał ofiary, ani Syn ofiary nie złożył. Chrześcijanie obrządek eucharystii powinni czcić jako posiłek upamiętniający Jezusa. To bowiem byłoby prawdziwą eucharystią (dziękczynieniem).

Na ewolucję kształtu wczesnochrześcijańskiej wieczerzy niebagatelny wpływ miało środowisko rzymsko-hellenistyczne. Szczególną rolę odegrała przy tym religia Mitry. Chrześcijański Mesjasz coraz bardziej wrasta w rolę, która była udziałem Mitry, boga nieba i światła czczonego najpierw w starożytnej Persji, a potem, od I wieku przed narodzeniem Chrystusa mającego licznych zwolenników także na Zachodzie. Wiele z tego, co odnosiło się do Mitry, zostało przeniesione na Jezusa. Mitra urodził się 25 grudnia któregoś tam roku (dlatego chrześcijanie datują Boże Narodzenie na 25 grudnia). Pierwszymi ludźmi, którzy modlili się do nowo narodzonego boga, byli pasterze. Po tym, kiedy na Ziemi uczynił dla swoich wyznawców i zwolenników wiele dobrego, odświętował z nimi ostatni posiłek i wzniósł się z powrotem do nieba. Przy końcu czasów Mitra powróci na ziemię, aby ludzi sądzić. Wybranych zaprowadzi na ścieżkę życia wiecznego. Mitra niezwyciężone słońce (sol invictus), to tytuł, który przeszedł na Jezusa. Mitra był bogiem opiekuńczym rzymskiego wojska dopóki armia pod wodzą cesarza Konstantyna nie zaczęła walczyć i zwyciężać w znaku krzyża. A niedziela, która teraz jest „Dniem Pana", była i jest nadal dniem boga-słońca; po niemiecku „ Sonntag " to dosłownie „Dzień słońca".

Wyznawcy Mitry spotykali się, aby uczestniczyć w ucztach kultowych, które były do tego stopnia podobne do chrześcijańskiego obrządku eucharystii, że na przykład Justyn (†ok. 165) uważał uczty kultowe Mitry za demoniczne naśladowanie chrześcijańskiej eucharystii: „Albowiem apostołowie przekazali w pochodzących od nich pamiętnikach, zwanych Ewangeliami, że w udziale przypadło im realizować następujące polecenia: Jezus wziął chleb, dziękował i powiedział: «To czyńcie na pamiątkę Moją, to jest ciało Moje», i podobnie po wieczerzy wziął kielich, dziękował i powiedział: «To jest krew Moja…» …Także i ten zwyczaj demony naśladowały w misteriach Mitry"[353]. A Tertulian († po 220)przyczynę powstania ich widzi w działalności diabła, twierdząc, że mianowicie wyznawcy Mitry „nawet te czynności, dzięki którym spełniają się sakramenty Chrystusa, w swoich bałwochwalczych praktykach wyrażają w tak złośliwy sposób"[354].

To jednak nie wyznawcy Mitry imitowali obrządek chrześcijańskiej eucharystii, lecz na odwrót. Bultmann przyjmuje, że wczesnochrześcijańskie „uczty, które właściwie nie były świętami kultowymi, lecz stanowiły wyraz więzi w sensie wspólnoty pojmowanej tak w tradycyjnym judaizmie i przez historycznego Jezusa - zostały następnie w chrześcijaństwie hellenistycznym przekształcone, przybierając charakter świętowania o obliczu sakramentalnym"[355].

Jako przykład pierwotnego sposobu praktykowania obrządku chrześcijańskiej eucharystii - który był „ucztą całkowicie w sensie tradycji judaistycznej" - w której „brakuje jakiegokolwiek odniesienia do śmierci Jezusa i gdzie nie ma jakiejkolwiek wzmianki o sakramentalnej komunii" - wskazuje Bultmann „Didache", zwaną też „Nauką dwunastu apostołów", które to dzieło powstało w pierwszej połowie II wieku. Czytamy w tym dziele„w odniesieniu do kielicha: Dziękujemy Ci, nasz Ojcze, za święty krzew winny Dawida… a w odniesieniu do łamanego chleba: Dziękujemy Ci, nasz Ojcze, za życie i poznanie, które dałeś nam za sprawą Jezusa, sługi Twego" (Didache 9).

W późniejszych czasach chrześcijanom uczta taka jak ta, którą opisano w „Didache", to znaczy pozbawiona odniesienia do śmierci Jezusa i wyobrażenia o tym, że jest to jakoby boska uczta sakramentalna - przestała wystarczać. Z uczty o charakterze wspomnieniowym odbywanej w gminie przekształciła się z czasem w kapłański rytuał ofiarny.

O tym, jak z punktu widzenia katolickiego duchownego wygląda dzisiaj ofiarowanie w obrządku eucharystycznym, w którym główny ciężar koncentruje się na ciele i krwi Chrystusa, pisze Eugen Drewermann: „Kiedy ponad dwadzieścia lat temu sam zostałem wyświęcony na księdza, nie wiedziałem (jeszcze), na ile obraz Boga u kleryków, jeśli się wystarczająco długo wsłuchiwać [w nauki Kościoła], bardziej odpowiada bogu Azteków, krwiożerczo-błogosławionemu Tenotiuchowi, niż «Ojcu» Jezusa Chrystusa"[356].

Hans Küng z pełnym uzasadnieniem pyta: „Czy da się zaprzeczyć temu, że pojęcie ofiary pokutnej, przynajmniej w popularnych wyobrażeniach, wyzwala niekiedy wprost przykre pogańskie skojarzenia i nieporozumienia, jakoby Bóg był okrutny, więcej: usposobiony sadystycznie, i do tego stopnia, że Jego gniew mógł być okiełznany tylko krwią własnego syna?"[357]. Należałoby dodać, że nie chodzi bynajmniej tylko o popularne wyobrażenia ludzi prostych, lecz o wyobrażenia znajdujące szeroki oddźwięk u teologów i wśród duchowieństwa. Można by zapytać, czy obraz owego monstrualnego Boga nie rozpowszechnił się, zstępując niejako od góry w dół.

Drewermann zwraca uwagę na to, jakie skutki ma chrześcijańska relacja o śmierci Syna Bożego, jeśli chodzi o dzieci: „Został «ofiarowany» - mówi się, tak że opowiadanie o Jego śmierci w duszy każdego dziecka jest już odbierane z poczuciem smutku i musi wywołać nowe poczucie winy za własne winy"[358].

Malarz Ernst Seler, po to, by zapobiec szkodliwemu wpływowi na własną córkę Elinę, zażądał w szkole usunięcia rzeźby ukrzyżowanego Chrystusa wielkości 80 cm, która wisiała w miejscowości Reuting w Górnym Palatynacie w klasie bezpośrednio nad tablicą. Był zdania, że: „Uczniowie spoglądając na nią… zostają sparaliżowani w swoich siłach duchowych." Katolicki ksiądz Josef Denk wczuł się w sytuację i zamiast wielkiego krzyża nad tablicą powiesił mały krzyż nad drzwiami. Ale kiedy Elina w 1988 roku zdała do trzeciej klasy, nad tablicą znowu zawisł ogromny krzyż z postacią Jezusa pogrążonego w strasznym cierpieniu, a wychowawca (osoba świecka) odmówił zdjęcia go. Ernst Seler i jego żona Renata zwrócili się do Bawarskiego Ministerstwa Oświaty i Wyznań Religijnych z zapytaniem, czy i dlaczego tak wielki krucyfiks musi wisieć nad tablicą. Odpowiedź Ministerstwa z Monachium, nosząca znak III/8-50938, sygnowana przez Dyrektora Departamentu, pana Kaisera, głosi: „Krzyż, jako ponadkonfesjonalny symbol chrześcijaństwa w tej właśnie postaci szczególnie odpowiada wymogom chwili, by przypomnieć ponadpozytywistyczny wymiar państwowych programów kształcenia." Oprócz tego „wnosi on ogólnie pojmowane wartości chrześcijańskie w proces kształtowania charakteru uczniów"[359].

Jednak nie tylko Elina cierpiała w szkole z powodu „kształtującego jej charakter" wiszącego stale nad tablicą wizerunku krzyżowanego; może to dotknąć także dorosłych. Słynny malarz Mikołaj Poussin (1594-1665) miał 52 lata, kiedy po tym, jak ukończył malowanie obrazu Ukrzyżowanie, nie chciał już się wziąć za następne dzieło, które miało nosić tytuł: „Jezus niosący swój krzyż". W liście do przyjaciela malarz pisał: „Nie mam już wystarczającej radości i zdrowia zajmować się malowaniem podobnej tematyki. Namalowanie ukrzyżowania uczyniło mnie chorym. Stało się ono dla mnie ciężkim brzemieniem. Namalowanie teraz Jezusa niosącego swój krzyż zabiłoby mnie." Od tamtego czasu Poussin nie namalował już żadnej sceny ukrzyżowania.

Psychoterapeuta Tilmann Moser chory jest na nerwicę eklezjogenną, to znaczy nerwicę nabytą w Kościele. W swojej książce Gottesvergiftung opisuje prześladujące go przeżycia: Jako dziecko złożył Bogu „straszliwą ofiarę ze swej radości i zadowolenia" (1976, s. 10); zawsze przygnębiało go „wiecznie czające się potępienie" (s. 13); mówi: przejawiało się to do tego stopnia, że „żadnemu człowiekowi nie mogłem uwierzyć, kiedy mówił, iż mnie kocha. Traktowałem wówczas podobne słowa jako mające na celu wprowadzić mnie w błąd i nie pozwoliłem się uleczyć przez Ciebie, ponieważ z pogardą myślałem o próbie pokochania mnie" (s. 36).

Słowa „potępienie" i „bycie przeklętym" spotykamy w jego książce najczęściej. Na drugim miejscu pod względem częstotliwości występowania znajdują się słowa: „ofiarować", „zabijać" i „krzyż". Problemem autora jest okrucieństwo Boga: „Wydaje się, że polubiłeś godziny przed świtem, to pora stracenia, nienawiści do siebie, odwiedzin Boga" (s. 38). Jego idea okrucieństwa Boga znajduje pożywkę przede wszystkim w biblijnej historii Abrahama, który chce ofiarować Bogu Izaaka, swojego kochanego, jedynego syna. „Podziwiałem Cię ze względu na Twą dobroć - jak mi to przybliżyli Twoi słudzy - kiedy nie dopuściłeś do tego, by Abraham zabił Izaaka. Mogłeś tego z łatwością zażądać, uczyniłby to dla Ciebie " (s. 20).

Rzeczywiście historia ofiarowania Izaaka jest przerażająca. U dziecka ta historia może wywołać koszmarne sny i nawet teologa, który potrafi dać odpowiedź na każde pytanie, może przyprawić o bezradność. Gdyby Abraham żył dzisiaj i miał zamiar na ołtarzu całopalnym ofiarować swego syna na rozkaz Boga - wówczas tego Abrahama umieszczono by w zakładzie zamkniętym. Ta horrendalna historia nie ma nic wspólnego z chrześcijaństwem; trzeba widzieć ją na tle wynaturzeń ludzkiej religijności, przeciwko którym jest przecież skierowana i o których będzie jeszcze mowa.

Tilmann Moser postrzega śmierć Jezusa na krzyżu z tego samego punku widzenia: Boga żądnego ludzkiej ofiary. Dręczy go pytanie, co też to jest za Bóg, który zabija własnego syna na krzyżu, by tym krwiożerczym sposobem zbawić ponoć ludzkość. „Nie wykluczone, że poczciwego Abrahama naszłyby jednak wątpliwości co do uprzywilejowanego charakteru jego stosunków z Tobą, gdyby został zbryzgany krwią Izaaka? W przypadku Twojego własnego Syna zachowałeś się mniej powściągliwie, dając upust własnemu sadyzmowi. …a ja ponownie usiłowałem zgodnie z powszechnym wezwaniem, podziwiać Ciebie, albowiem dla mojego dobra, grzesznego człowieka, ofiarowałeś własnego Syna. To, rzecz jasna, wywołuje określone wrażenie… U żadnego kaznodziei nie zrodziło się dotąd podejrzenie, że może to nie z nami, ale z Tobą coś jest nie w porządku, jeżeli z wielkiej miłości do ludzi musiałeś dopuścić do zabicia swojego Syna" (s. 20 i n.).

Innym człowiekiem, który doznał szkody na skutek chrześcijańskiego obrazu Boga, jest Chińczyk Lin Yu-Tang, syn chrześcijańskiego pastora. W swojej znanej książce The importance of living opisuje, jak doszło do wyciągnięcia przezeń w 1958 roku konsekwencji, w postaci porzucenia kariery duchownego, do której był przeznaczony, i powrotu do chińskiego „pogaństwa"; uznał bowiem za niedorzeczność to, że Bóg po tym, gdy Adam i Ewa zjedli kawałek jabłka, popadł w gniew tak wielki, że ich oraz wszelkie ich potomstwo skazał na cierpienie - potem, kiedy ci właśnie potomkowie zabili Jego włąsnego Syna, tak się „z tego powodu ucieszył, że wszystkim przebaczył"[360].

Jeśli chrześcijanie wyrażają się tak, jak to mają w zwyczaju, prowadzi to do licznych nieporozumień; gdy na przykład formułują swoje myśli tak, jak czyni to Katholische Katechismus niemieckich biskupów z 1949 roku, który pragnie być książką życia, przewodnikiem i drogowskazem dla całej waszej ziemskiej wędróki". Grubą czcionką wydrukowano tam: „Jezus… (swoim postępowaniem) wysłużył na prawo do nieba." Po tym stwierdzeniu znajduje się wyjaśnienie wydrukowane normalną czcionką: „Jezus… przede wszystkim dzięki swojemu cierpieniu i śmierci w najwyższym stopniu zadośćuczynił niebieskiemu Ojcu." W odczuciu wielu wrażliwych myślicieli na tej karcie wstępu do nieba jest nazbyt wiele ludzkiej krwi. Oni odrzucają to „prawo" uzyskane rękami kata.

Przytoczmy jeszcze przykład nauki chrześcijańśkiej religii (dla uczniów dziewięcio- i dziesięcioletnich), która jest w stanie spowodować, że uzcniowie, skoro tylko dorosną, porzucają chrześcijaństwo, uciekając w objęcia pogaństwa. W podręczniku Kommentar und Katechesen zum Glaubensbuch für das 3. und 4. Schuljahr (1965: „Komentarz i katecheza do podręcznika religii dla uczniów 3. i 4. klasy"), który wyszedł spod pióra katolickiego teologa Josefa Dreissena, czytamy: „Wielkość obrazy rośnie wraz z wielkością osoby obrażonej. Grzech jest obrazą nieskończonej osoby boskiej. Dlatego nie może zostać naprawiony przez osobę ludzką, skończoną… Ponieważ tym, kogo obrażono, był Bóg, tylko Bóg mógł tę obrazę wyrównać. Ponieważ jednak człowiek był tym, który obrażał, ktoś spośród ludzi musiał wziąć na swoje barki zadośćuczynienie… On (bogo-człowiek Jezus Chrystus) jedynie jest w stanie całkowicie od podstaw odrobić grzech, aby nie tylko zadośćuczynić Ojcu, ale dokonać zadośćuczynienia w nadmiarze" (s. 348).

Ten barbarzyński bezsens, ten horror, ta kalkulacja, uzasadniająca konieczność krzyżowej śmierci Jezusa, opiera się na poglądach słynnego arcybiskupa Anzelma z Canterbury (†1109). Jego „Nauka o zadośćuczynieniu" - tak się nazywa ten nonsens - nie cieszy się dzisiaj popularnością wśród wnikliwie myślących teologów, co jednak ówczesnym uczniom urodzonym 1956/1957, którzy jeszcze nie przeszli na łono pogaństwa, nie przynosi żadnych korzyści. Na razie brak jeszcze zadośćuczynienia tym, którzy przez podobną naukę religii ponieśli uszczerbek.

Dniem, w którym chrześcijanie rokrocznie przekształcają chrześcijańśtwo w jego karykaturę - jest Wielki Piątek. W Prologu Ewangelii Jana określa się wprawdzie Jezusa mianem „Słowa", które „było u Boga" (Jan 1,1), jednakże ludzie nie słuchali tego „Słowa", są bowiem przede wszystkim zajęci wywyższaniem własnego czynu (ukrzyżowanie Jezusa), przekształcając go w wolę Boga; potrafili nawet gloryfikować mord i wydestylować z niego najlepsze, absolutnie najlepsze skutki, mianowicie zbawienie ludzkości, cokolwiek by pod tym pojęciem rozumieć. Nie Słowo Jezusa stało się centrum chrześcijaństwa, lecz teologia krzyża. Ukrzyżowanie stało się tym wydarzeniem, dzięki któremu Jezus wzbudza zainteresowanie. Nie to, co powiedział, lecz to, co Mu uczyniono, jest dla chrześcijan ważne. Chrześcijaństwo ze swą religią-ludzkiej-ofiary na miejsce Słowa Jezusa osadziło katowską teologię, i posuwa się aż do wypowiadania tak bluźnierczego, morderczego wobec Boga twierdzenia, jak na przykład to: Bóg pragnie poprzez śmierć na krzyżu zbawić ludzi. On chce nas poprzez krew Swego Syna uratować.

To prawda, Jezusa zabito. Ale nie za sprawą Jego Ojca, który miałby swego jedynego Syna posyłać na śmierć i ofiarować. Ani Bóg dzięki tej śmierci nie pojednał się z ludźmi, ani my dzięki niej nie będziemy zbawieni. Jezusa uśmiercili ludzie. Człowiek, który solidaryzuje się ze wszystkimi biednymi i uzależnionymi - w tym sensie Wielki Piątek jest wspomnieniem ku czci tego, który życzliwy jest wszystkim - przez wielu ludzi postrzegany jest jako stojący po stronie wroga, co sprawia, że jego życie narażone jest na niebezpieczeństwo w tym świecie morderców, w którym żyjemy.

Mamy zostać wybawieni, ale właściwie - od czego? Wybawieni od dalszych mordów? To już byłoby coś. Ale kogo można wybawić od mordów - mordując? A nie zaprzestano przecież mordowania dla Boga, z Bogiem i w imię Boga. Ani mord nie zbawia, ani też cierpienie jednego człowieka nie uczyni innych lepszymi. Na drodze uśmiercania nie osiągnie się szczęścia (Heil).


Дата добавления: 2015-11-05; просмотров: 19 | Нарушение авторских прав







mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.011 сек.)







<== предыдущая лекция | следующая лекция ==>