Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

Człowiek zostaje przez Kościół przywołany do wierzenia, a nie do myślenia. Tym sposobem człowiek przez całe swoje życie ćwiczy się w 15 страница



Abstrahując od tego, że Paweł zapewne nic o pustym grobie nie słyszał, nie może ów grób mieć dlań żadnego znaczenia także dlatego, że Paweł wyobraża sobie ciało zmartwychwstałe jako „ciało duchowe". Pytanie, co się stało ze zwłokami, które złożono do grobu - nie ma dlań żadnego znaczenia. „Lecz powie ktoś: A jak zmartwychwstają umarli? W jakim ukazują się ciele? O niemądry! Przecież to, co siejesz, nie ożyje, jeżeli wprzód nie obumrze. To, co zasiewasz, nie jest od razu ciałem, którym ma się stać potem, lecz zwykłym ziarnem, na przykład pszenicznym lub jakimś innym. Bóg zaś takie daje mu ciało, jakie zechciał; każdemu z nasion właściwe… Podobnie rzecz ma się ze zmartwychwstaniem. Zasiewa się zniszczalne - powstaje zaś niezniszczalne… zasiewa się ciało zmysłowe - powstaje duchowe… zapewniam was, bracia, że ciało i krew nie mogą posiąść królestwa Bożego i że to, co zniszczalne, nie może mieć dziedzictwa w tym, co niezniszczalne" (I Kor 15, 35-50).

Pusty grób Jezusa dla wiary w zmartwychwstanie nie ma również żadnego znaczenia i dlatego, że chrześcijaństwo nie było pierwsze, które naucza o zmartwychwstaniu ciała. Paweł przed swoim nawróceniem był faryzeuszem (Filip 3, 5). Faryzeusze zaś, a wraz z nimi olbrzymia liczba Żydów czasów Jezusa, wierzyli w zmartwychwstanie. Tylko saduceusze nie podzielali tej wiary. W Dziejach Apostolskich (23, 8) znajduje się krótka wzmianka: „Saduceusze bowiem mówią, że nie ma zmartwychwstania ani anioła, ani ducha, a faryzeusze uznają jedno i drugie."

Saduceusze swój sceptycyzm w odniesieniu do zmartwychwstania uzasadniali tym, że Pięcioksiąg Mojżesza (dla nich jądro Biblii) nic o nim nie wspomina - co do czego mają rację. Wiara w zmartwychwstanie przeniknęła bowiem do judaizmu dopiero w II wieku p.n.e. - poprzez wpływy greckie i perskie. Stąd też w Starym Testamencie wiara w zmartwychwstanie zostaje wyraźnie poświadczona dopiero w ostatniej części zbioru, w Księdze Daniela, która powstała około 165 roku p.n.e.[151].

W obliczu faktu, że niełatwo zrozumieć, czym jest umieranie - gdyż jak dotąd nie odkryto jeszcze, czym ostatecznie jest śmierć - nie budzi zdziwienia to, że zmartwychwstanie nie dla wszystkich oznacza to samo. Nie będziemy tu jednak wnikać w różnice, ewentualnie we wzajemne uwarunkowania i wpływy greckich poglądów o nieśmiertelności duszy i żydowskich wyobrażeń zmartwychwstania ciała. W obliczu śmierci wszelka najlepsza nawet wiedza przekształca się w niewiedzę.

Już na długo przed wystąpieniem Jezusa Żydzi, jak powiedziano wyżej, wyjąwszy saduceuszy, wierzyli w zmartwychwstanie: „Potem przyszli do Niego saduceusze, którzy twierdzą, że nie ma zmartwychwstania, i zagadnęli go w ten sposób: «Nauczycielu, Mojżesz tak nam przepisał…»", i jako przykład przytaczają siedmiokrotnie owdowiałą kobietę, która była żoną siedmiu braci - wskazując na powstały po zmartwychwstaniu zamęt, związany z tym, czyją spośród owych siedmiu braci żoną byłaby wtedy ta kobieta. Odpowiadając im, Jezus w odróżnieniu od saduceuszów, przedstawia ideę zmartwychwstania jako potwierdzoną przez Mojżesza (Mk 12, 18 i n.) przychylając się tym samym do faryzejskiej wykładni Pisma.

Większość Żydów żyjąca współcześnie z Jezusem podzielała pogląd faryzeuszów na zmartwychwstanie. Gdy Jezus po śmierci Łazarza mówi do Marty: „Brat twój zmartwychwstanie", ona odpowiada ze smutkiem: «Wiem, że zmartwychwstanie w dniu ostatecznym» (Jan 11, 23 i n.). W pusty grób Marta nie wierzyła. I tylko legenda kazała zwłokom jej brata Łazarza - aż do jego następnego pogrzebu - poprzez czas jakiś krążyć po ziemi. Potem Marcie też już pozostała tylko wiara w rzeczywiste zmartwychwstanie, które nie zna pustych grobów i biegających wokół nich zmarłych.



Chrześcijanie prawie od początku zmartwychwstanie Jezusa zrozumieli błędnie. Utożsamili oni Jego zmartwychwstanie z Jego legendarnym pustym grobem, ewentualnie pomieszali jedno z drugim. Potraktowali pusty grób jako następstwo zmartwychwstania, a potem uznali za dowód zmartwychwstania. Ale pusty grób może być pusty z wielu powodów, zmartwychwstania nie dowodzi w żaden sposób. Odwrotnie rzecz się ma, jeśli chodzi o zmarłego leżącego w grobie: wierze w jego zmartwychwstanie nie stoi to na przeszkodzie, albowiem zmartwychwstanie jest czymś innym niż ponowne ożywienie trupa.

Jezuita Karl Rahner, niezwykle wnikliwie myślący teolog, który nie zadowalał się powszechnie uznawaną katolicką prymitywną teologią, pisze: „Gdybyśmy się chcieli… kierować ideą ponownego materialno-fizycznego ożywienia ciała, wówczas musielibyśmy z góry wypaczyć ogólny sens idei «zmartwychwstania» i w nie mniejszej mierze także sens zmartwychwstania Chrystusa"[152]. Zmartwychwstanie nie oznacza więc ożywienia zwłok.

W pewnym sensie wiara w pusty grób stoi na przeszkodzie prawidłowemu pojmowaniu zmartwychwstania Chrystusa; może bowiem zrodzić wyobrażenie, jakoby zmartwychwstanie Chrystusa dokonało się „kiedyś tam po…", to znaczy: kiedyś po Jego śmierci, na przykład „trzeciego dnia", i jakoby Jezus w międzyczasie po prostu pozostawał martwy, albo przebywał gdzieś - nigdzie (in einem Irgendwo-Nirgendwo). Wszystkim tym zmartwychwstanie Chrystusa nie jest, i nie jest tym zmartwychwstanie żadnego człowieka.

Podobne poglądy wyraża inny spośród rozważnych teologów, wielokrotnie już wspomniany ewangelicki teolog Rudolf Bultmann, z powodu swej demitologizacji Nowego Testamentu przez żadnych legend pobożnych wiernych odsądzany od czci i wiary. W liście do autorki tej książki z 18 lutego 1962 roku pisał: „Jeżeli Bóg jest Bogiem stale przychodzącym (do nas) zatem i nasza wiara jest wiarą w Boga przychodzącego do nas w godzinę śmierci."

Działanie Boga w umieraniu człowieka nie może się dokonywać według ustalonego scenariusza - jak w teatrze - w kilku aktach, wraz z określonym upływem czasu, wciśnięte w jakieś ramy, tak jak by człowiek je sobie chętnie wyobrażał; również nie tak, jak przedstawiają je Ewangelie z zachowaniem chronologicznej kolejności i z przemieszaniem w przestrzeni. Wszystko to jest legendarnym zobrazowaniem. Śmierć, zmartwychwstanie i wniebowstąpienie Jezusa dokonały się w jednej i tej samej, jedynej chwili.

Człowiek chętnie wykorzystuje swą zdolność obrazowania. Ale w przypadku relacji czterech Ewangelii dotyczących wydarzeń Wielkanocnego poranka (ewentualnie, jak zobaczymy, sobotniego wieczoru) ludzka chęć fabularyzowania przybrała takie rozmiary, że wystarczy choćby powierzchowny rzut oka, by wszystkich autorów określić jako pobożnych bajarzy. Każdy z nich - gdyby to, co powiedzieli, wziąć dosłownie - musiałby pozostałych trzech obwinić o kłamstwo. Każdy z nich zostałby przez pozostałych trzech oskarżony o wykroczenie przeciwko prawdzie.

Z powodu wadliwości przedstawionych w Ewangeliach dowodów niejeden myśliciel porzucił w ogóle wiarę w zmartwychwstanie Jezusa, bądź kogokolwiek. „To, że dowód zmartwychwstania Jezusa wynikający z Pisma nie może się przenigdy ostać przed osądem rozumu", podkreślił już Hermann Samuel Reimarus (†1768) w swojej książce Apologie oder Schutzschrift für die vernünftigen Verehrer Gottes, której siedem części, począwszy od roku 1774, pod tytułem: Fragmente eines Wolfenbüttelschen Ungenannten wydał Gotthold Ephraim Lessing (†1781). Owe „ Fragmenty nieznanego autora z Wolfenbüttel " spowodowały, że od czasów Lessinga w nastroje pobożnej trzody posłusznych owieczek do tego stopnia wkradł się niepokój, iż Apologia… Reimarusa w całości mogła się w Niemczech ukazać dopiero w 1972 roku. Reimarus bierze na celownik po kolei „dziesięć sprzeczności" w opisach zmartwychwstania zawartych w Ewangeliach.

A mimo to powstaje pytanie: Jeśli chodzi o tych, którzy nie potrafią udowodnić zmartwychwstania i nie dają sobie narzucić cudzego zdania opartego czy to na wypowiedziach dawno zmarłych naocznych świadków pustych grobów, czy też na podstawie dowodów z przepowiedni zawartych w starych księgach - czy nie ma rzeczywiście nic, co mogłoby tych sceptyków przekonać o zmartwychwstaniu albo pozwoliłoby im przynajmniej żywić taką nadzieję? Nie należy nad tym pytaniem przechodzić do porządku dziennego.

A teraz przejdziemy do niektórych sprzeczności w nowotestamentowych wypowiedziach związanych ze zmartwychwstaniem, a dotyczących pustego grobu. Najpierw odnotujmy, że podaje się różne momenty, w których odwiedzany był grób (sobotni wieczór, niedzielny poranek); różnią się także osoby odwiedzające grób: według Mateusza są to dwie kobiety, według Marka - trzy kobiety, a według Łukasza było tam przynajmniej pięć kobiet, zaś według Jana wyłącznie Maria Magdalena.

Przejdźmy do szczegółów:

­ U Marka czytamy: „Po upływie szabatu Maria Magdalena, Matka Jakuba i Salome nakupiły wonności, żeby pójść i namaścić Jezusa. Wczesnym rankiem, w pierwszy dzień tygodnia przyszły do grobu, gdy słońce wzeszło" (Mk 16, 1 i n.). Tak więc według Marka grób odwiedziły trzy kobiety.

­ Według Mateusza, były to dwie kobiety: przyszła „…Maria Magdalena i druga Maria…" (Mt 28, 1). W ujęciu Mateusza odwiedziny grobu nastąpiły w sobotę wieczorem. Tak mianowicie należy rozumieć to miejsce; nie da się go bowiem odnieść - wbrew temu, co ma miejsce zazwyczaj - do niedzielnego poranka w naszym rozumieniu. „Po upływie szabatu, o świcie pierwszego dnia tygodnia przyszła Maria Magdalena i druga Maria obejrzeć grób" (tamże).

Dzień po szabacie, czyli pierwszy dzień tygodnia, zaczynał się według ówczesnego pojmowania rytmów dnia po zakończeniu szabatu, a ten kończył się w sobotę wieczorem po zachodzie słońca. Żydowski dzień - jak już wspominaliśmy - zaczynał się nie tak jak u nas, o północy, ale wieczorem po zapadnięciu ciemności i kończył się wraz z zapadnięciem ciemności. Jeżeli można było zobaczyć pierwsze gwiazdy, to wraz z tymi gwiazdami, a nie z jutrzenką, „świtał" nowy dzień.

Mateusz używa tego samego zwrotu: „o świcie", jakiego używa również Łukasz, opisując zdjęcie z krzyża: „Był to przecież dzień Przygotowania i szabat się rozjaśniał" (Łk 23, 54)[153]. Przecież szabat nie „rozjaśniał się" dopiero następnego ranka, ale bezpośrednio po dniu Przygotowania, który kończył się wraz z zapadnięciem ciemności. Tutaj nikt nie wpadł na pomysł, że szabat „rozjaśniał się" dopiero następnego dnia rano i że Jezus dopiero następnego dnia rankiem musiał zostać zdjęty z krzyża.

Hieronim dobrze zrozumiał miejsce 28, 1 u Mateusza, kiedy w Wulgacie tłumaczył: Vespere autem sabbati (wieczorem w dniu szabatu), ale dzisiaj praktycznie tłumaczy się i rozumie to miejsce błędnie. W uzgodnionym i ujednoliconym przekładzie („ Einheitsübersetzung ") ewangelicko-katolickim czytamy na przykład: „Po szabacie, o brzasku pierwszego dnia tygodnia Maria z Magdaleną…" itd. W pierwotnym greckim tekście nie ma jednak najmniejszej wzmianki o porannym brzasku.

­ Według Łukasza odwiedzającymi grób były uczennice, które wraz z Jezusem przybyły z Galilei (por. Łk 23, 55).

Autor Ewangelii pisze o nich: „…przygotowały wonności i olejki; lecz zgodnie z przykazaniem zachowały odpoczynek szabatu. W pierwszy dzień tygodnia, poszły skoro świt do grobu…" (Łk 23, 56 i 24, 1). Tu mamy do czynienia z niedzielnym porankiem w naszym rozumieniu. Niektóre z uczennic zostały w 10. wersecie nazwane: „A były to Maria Magdalena, Joanna i Maria, matka Jakuba i inne z nimi…" Obecnych było więc przynajmniej 5 kobiet, prawdopodobnie chodzi o jeszcze większą grupę (kobiet).

­ Według Jana to Maria Magdalena była tą, która samotnie udała się o Wielkanocnym poranku na grób. Jest ona jedyną osobą odwiedzającą grób, o której wspomina się we wszystkich czterech relacjach. Jest ona stałym punktem wokół którego krążą zmieniając się - jak też różne warianty - inne postaci. Należy sądzić, że w gronie uczniów odgrywała jakąś wyróżniającą się rolę.

Nie powinno być wątpliwości co do tego, że istotnie żyła. Jednak w wizerunku Marii Magdaleny przedstawianym w okresie wczesnego Kościoła, nie mówiąc już o czasach późniejszych, jest ona postacią o cechach bajkowych. O tym, że pochodziła z Magdali, miasta nad jeziorem Genezaret, świadczy jej imię. Od Marka (15, 40 i n.) dowiadujemy się, że pośród uczniów Jezusa były kobiety, które „kiedy przebywał w Galilei… towarzyszyły Mu i zaopatrywały Go". Co w tym kontekście oznacza słowo „zaopatrywały" - tego się nie wyjaśnia, w każdym razie ma się tu na myśli zaopatrzenie finansowe. Pośród tych zapewne majętnych kobiet wymienia się Marię Magdalenę na pierwszym miejscu.

Jednoznacznie o finansowym zabezpieczeniu Jezusa i Dwunastu (apostołów) przez kobiety mówi się u Łukasza (8, 3), gdzie czytamy: „…i wiele innych, które ich zaopatrywały ze swego mienia". Także i w tym miejscu przy wyliczaniu kobiet wymienia się Marię Magdalenę jako pierwszą (Łk 8, 2). W między czasie pozbawiono je statusu wyemancypowanych kobiet-sponsorek. W wielu tłumaczeniach Biblii znajduje się (dodany później) sprokurowany przez mężczyzn i ubliżający kobietom śródtytuł: „Kobiety usługujące".

Według Ewangelii Jana 19, 25, Maria Magdalena stała pod krzyżem. Łukasz wspomina (8, 2), że opuściło ją siedem złych duchów. Również o wielu innych kobietach Łukasz twierdzi, że były opętane przez złe duchy. Ale o tak masowym wyjeździe demonów pisze się tylko w odniesieniu do Marii Magdaleny. Czy było tych demonów siedem, czy tylko sześć, albo może nawet osiem - możemy je wszystkie (wraz ze złymi duchami, przez które opętane były i inne kobiety) spisać na karb fantazji autora Ewangelii Łukasza, jedynego ewangelisty, który przypisał Marii Magdalenie aż tyle demonów. Pozostali Ewangeliści o demonach Marii Magdaleny nic nie wiedzą. Zakończenie Ewangelii Marka (16, 9-20), w którym także wspomina się o demonach Marii Magdaleny, jest nieautentyczne.

Późniejszych chrześcijańskich czytelników fascynowały demony Marii Magdaleny i nie tylko one. Już bardzo wcześnie zaczęto utożsamiać Marię Magdalenę z tak zwaną „wielką grzesznicą", która oblała stopy Jezusa łzami i osuszyła swoimi długimi włosami, potem ucałowała i namaściła olejkiem (Łk 7, 38) i o której Jezus powiedział, że odpuszczono jej liczne grzechy, ponieważ bardzo umiłowała (Łk 7, 47). Fakt, że osoba nieznana, jak właśnie owa przez Łukasza z imienia nie nazwana grzesznica, później mocą fantazji otrzymuje znane imię - jest często obserwowany i świadczy o prawidłowości występującej przy tworzeniu się legend, o czym już wspominaliśmy.

Nie można uznać wielkiej grzesznicy i Marii Magdaleny za jedną i tę samą osobę. Mimo to uczynili tak: Tertulian (†po 220; De pudic. II), Hieronim (†420; Praef. in Os. proph.), Ambroży (†397; lib. 6 in Luc. n. 14), Augustyn (†430; De cons. Evang. 79), papież Grzegorz Wielki (†604; In ev. hom. 25, 1, 10; 33, 1). Wszystko to nie tylko nie zmniejszyło zainteresowania Marią Magdaleną, wręcz przeciwnie, spotęgowało je. Nawet w Mszale Rzymskim pod datą 22 lipca znalazła sobie miejsce jako święta grzesznica i grzeszna święta. Kiedy w XVI wieku Faber Stapulensis (†1536) usiłował podać w wątpliwość uzasadnienie uznanej przez Kościół tożsamości tych dwu kobiet, jego dzieło zostało przez Sorbonę zakazane i umieszczone na rzymskim indeksie (ksiąg zabronionych). Pogląd, że Maria Magdalena i wielka grzesznica są jedną i tą samą osobą, „został z pełnym przekonaniem przyjęty przez Kościół katolicki"[154].

Istnieją jeszcze inne katolickie przekonania dotyczące tej osoby, na przykład, że została pochowana najpierw w Sainte Baume w południowej Francji, a potem ostatecznie złożona do grobu w opactwie dominikanów St. Maximin, opodal Aix. Z drugiej strony wiadomo też, że pochowana była w Efezie, skąd cesarz Leon VI kazał ją przenieść do Konstantynopola. Wreszcie, począwszy od XI stulecia, mnisi z Vézelay wiedzą również, że leży pochowana w ich klasztorze. Istnieje cały szereg stowarzyszeń i bractw zakonnych pod jej wezwaniem, niosących „ratunek upadłym dziewczętom".

Wróćmy do odwiedzin grobu. Różne są postaci, które kobiety spotykają przy grobie, różna jest ich liczba, różne są też wskazówki, które osoby te kobietom przekazują, różne są też pozostałe przeżycia i reakcje kobiet. Godne uwagi jest to, że zdaniem synoptyków pustego grobu nie widział żaden z uczniów, jedynie kobiety. Także u Jana Piotr i ulubiony uczeń musieli zostać dopiero sprowadzeni przez Marię Magdalenę.

Teraz jeśli chodzi o różne osoby, które kobiety spotkały przy grobie. Według Marka jest to młody mężczyzna w białej szacie: „Gdy jednak spojrzały, zauważyły, że kamień był już odsunięty, a był bardzo duży. Weszły więc do grobu i zobaczyły młodzieńca siedzącego po prawej stronie" (Mk 16, 4 i n.). Daje on kobietom polecenie, by „uczniom Jego [Jezusa] i Piotrowi" powiedziały, że Zmartwychwstały idzie przed nimi do Galilei i że tam Go ujrzą, jak sam zapowiedział. Kobiety jednak w przestrachu uciekły i również z przerażenia, wbrew rozkazowi młodzieńca, nic nikomu nie powiedziały. Na tym kończy się Ewangelia Marka. Znajdująca się na ogół w licznych tłumaczeniach jej kontynuacja z pojawieniem się Jezusa przed Marią Magdaleną i ogólnym rozkazem zwiastowania Dobrej Nowiny („Idźcie na cały świat i głoście Ewangelię"), oraz krótka wzmianka o Wniebowstąpieniu - została w międzyczasie, zgodnie z jednomyślnym wynikiem badań teologów, uznana za nieautentyczne i późniejsze uzupełnienie.

U mateusza kobietom ukazał się jeden jedyny anioł. Początkowo wcale go tam nie było, stał tylko warta wystawiona na rozkaz Piłata, a kamień też jeszcze nie było odsunięty. Kiedy potem anioł zstąpił z nieba, spowodował wielkie trzęsienie ziemi, nie wiadomo czy przypadkowo, czy celowo; nic również nie mówi się o szkodach czy ewentualnych ofiarach tego wielkiego trzęsienia ziemi. W każdym razie anioł odsunął na bok kamień grobowy i usiadł na nim, prawdopodobnie zmęczony wysiłkiem. „Postać jego jaśniała jak błyskawica…" a jego szata, jak to zwyczajnie u aniołów bywa, była biała jak śnieg; przestraszeni strażnicy „…stali jakby umarli" (Mt 28, 2 i n.).

Anioł dał kobietom to samo polecenie, które przekazał im młodzieniec u Marka, i tym razem kobiety go usłuchały, choć też nie bezpośrednio. Gdy bowiem biegły, spotkał je sam Jezus; nawiasem mówiąc kobiety mogły - według tej relacji - objąć Go za nogi, w odróżnieniu od wersji tej sceny w późniejszej Ewangelii Jana, według której Jezus nie pozwolił Marii Magdalenie tego uczynić (Jan 20, 17); Jezus też dał kobietom to samo polecenie, które przedtem dał im już anioł, żeby mianowicie powiedziały uczniom, aby udali się do Galilei, gdzie im się ukaże. Tak też się stało. „Jedenastu zaś uczniów udało się do Galilei na górę tam, gdzie Jezus im polecił. A gdy Go ujrzeli…" (Mt 28, 16 i n.).

U Łukasza był to nie jeden jedyny młodzieniec, jak u Marka i nie jeden jedyny anioł, jak napisano u Mateusza; według Łukasza było dwóch mężczyzn, choć także ubranych w białe szaty (Łk 24, 4). Zresztą cała historia jest tu nieco inaczej przedstawiona w porównaniu z tą, którą poznaliśmy przedtem. O strażnikach nie ma mowy, nie wspomina się również o żadnym trzęsieniu ziemi. Kamień był już odsunięty, a mężczyźni przybyli na miejsce dopiero po tym, gdy kobiety rozglądały się bezradnie. Te ostatnie nie otrzymały też od mężczyzn żadnego polecenia; działały z własnej inicjatywy i opowiedziały apostołom o wszystkim, co je spotkało. Mogły to sobie swoją drogą darować, gdyż apostołowie uznali ich doniesienia za bezsensowne, nie uwierzyli ani jednemu ich słowu (Łk 24, 11). Znajdujący się w katolickich tłumaczeniach dodatkowy wers: „Jednakże Piotr wybrał się i pobiegł do grobu; schyliwszy się ujrzał same tylko płótna. I wrócił do siebie dziwiąc się temu, co się stało" (Łk 24, 12) - jest nieautentyczny. Stanowi później dodane upiększenie, manipulację, mającą na celu ratowanie honoru Piotra.

Problemem jest także późniejsze spotkanie Jezusa z apostołami, gdyż u Łukasza jest ono przedstawione zupełnie inaczej niż u Mateusza i Marka. Jezus wcale nie ukazał się uczniom w Galilei, lecz w Jerozolimie (Łk 24, 36 i n.) i jednoznacznie nakazał im nie opuszczać Jerozolimy, ale w tymże mieście oczekiwać także jeszcze nadejścia Ducha Świętego (Dz Ap 1, 4). Gdyby się więc udali do Galilei, to zgodnie z ujęciem Łukasza - taki organizacyjny chaos, wywołany poleceniami Jezusa, ewentualnie anioła, spowodowałby, że gładko rozminęliby się z Jezusem.

Aniołowie różnią się więc nie tylko jeśli chodzi o wydawane siebie polecenia dotyczące tego, dokąd mają się udać uczniowie, by spotkać się z Jezusem, ale także co do liczby i wyglądu. Według Marka był to jeden jedyny człowiek - młodzieniec. Ponieważ trudno w młodym człowieku od razu rozpoznać anioła, miał on na sobie jako anielski znak rozpoznawczy - białe szaty. W ujęciu Mateusza był to pojedynczy anioł, tym razem podobny z wyglądu nie do młodzieńca, lecz do błyskawicy. Potem u Łukasza mowa jest o dwóch mężczyznach, zatem w porównaniu z pierwszym aniołem-młodzieńcem, byli to nieco starsi aniołowie-mężczyźni, także odziani w białe szaty. Wydaje się, że jest to swoisty mundur anielski. Wreszcie u Jana występują dwaj aniołowie, którzy jednak nie wyglądają ani jak młodzieńcy, ani jak mężczyźni, ani jak błyskawica - byli to po prostu zwykli aniołowie.

Znamienne, że przy zmartwychwstaniu Jezusa nie pojawia się anioł tak potężny i znaczący rangą, jak anioł w scenach zwiastowania dotyczących Marii i Zachariasza, w których ukazywał się archanioł Gabriel, stojący zazwyczaj przed obliczem samego Boga. A przecież zmartwychwstanie Jezusa było wydarzeniem przynajmniej tak samo ważnym, jak narodziny Jana Chrzciciela. Jedynie ten z aniołów, który podobny był do błyskawicy, mógł być nieco wyższy rangą. Tego, że był potężniejszy od innych, dowodzi fakt, że jego zbliżanie się wywołało trzęsienie ziemi. Ale abstrahując od niego, wszystkie pozostałe były takimi aniołami, jak Ty i ja.

Aniołowie w Ewangelii Jana są ponadto cokolwiek małomówni. Ewangelia Jana od Ewangelii synoptyków różni się bowiem tym, że aniołowie w grocie grobu nie zwiastują zmartwychwstania Jezusa, lecz jedynie pytają Marię Magdalenę, dlaczego płacze. Ale po tym, kiedy już Maria podała im przyczynę, nadal nie reagują, nie podając wyjaśnienia zaginięcia ciała Jezusa. Tym samym jesteśmy znowu przy scenie, od której rozpoczęliśmy ten rozdział naszej książki. Historia ta, jak widać, mimo wszystko kończy się dobrze, nie zaś głęboką, rozpaczliwą bezradnością kobiety. Bo oto pojawia się Jezus, również pyta, dlaczego Maria płacze i nazywa ją po imieniu. Wprawdzie też niczego nie wyjaśnia, ale teraz wszystkie wyjaśnienia są zbędne.

 

Rozdział X

Wniebowstąpienie

 


 

 


Дата добавления: 2015-11-05; просмотров: 24 | Нарушение авторских прав







mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.014 сек.)







<== предыдущая лекция | следующая лекция ==>