Студопедия
Случайная страница | ТОМ-1 | ТОМ-2 | ТОМ-3
АрхитектураБиологияГеографияДругоеИностранные языки
ИнформатикаИсторияКультураЛитератураМатематика
МедицинаМеханикаОбразованиеОхрана трудаПедагогика
ПолитикаПравоПрограммированиеПсихологияРелигия
СоциологияСпортСтроительствоФизикаФилософия
ФинансыХимияЭкологияЭкономикаЭлектроника

7 страница. Wątpliwe, by na jakikolwiek program przeznaczono podobne fundusze

1 страница | 2 страница | 3 страница | 4 страница | 5 страница | 9 страница | 10 страница | 11 страница | 12 страница | 13 страница |


Читайте также:
  1. 1 страница
  2. 1 страница
  3. 1 страница
  4. 1 страница
  5. 1 страница
  6. 1 страница
  7. 1 страница

Wątpliwe, by na jakikolwiek program przeznaczono podobne fundusze. Z uwagi na odległy czas realizacji i niewielką liczbę przewidywanych osiągnięć, propozycja przedstawiona w Raporcie 90-dniowym nie wzbudziła entuzjazmu części opinii publicznej zainteresowanej badaniami przestrzeni kosmicznej.

OPRACOWANIE PLANU • 79

Następne miesiące i lata pokazały, że inicjatywa SEI była może i dobra, lecz zarazem martwa, gdyż amerykański Kongres nie zgadzał się na realizację jakichkolwiek pomysłów związanych z SEI, dopóki suma 450 miliardów dolarów nie zostanie znacznie obniżona.

Raport 90-dniowy pozbawiony był wewnętrznej logiki, nie zawierał także nowych koncepcji. Stanowił raczej, przybrane w nowe szaty, zestawienie starych pomysłów, nawiązujących do liczącego czterdzieści lat programu Die Marsprojekt - zarysu wyprawy na Marsa, opracowanego przez niemieckiego projektanta rakiet, Wernhera von Brauna, i jego współpracowników pod koniec lat czterdziestych. W NASA projekt uaktualniono pod względem technicznym, czyniąc zeń podstawę zarzuconego programu załogowej wyprawy na Marsa w 1969 roku, planowanej jako kontynuacja misji Apollo. Załogowa wyprawa międzyplanetarna według pomysłu von Brauna i jego współpracowników stanowiłaby szczyt marzeń producenta sprzętu kosmicznego: ogromny międzyplanetarny statek kosmiczny (a jeszcze lepiej flotylla ogromnych statków) montowany w orbitujących wokół Ziemi stacjach i stamtąd wystrzeliwany. Kwestia ewentualnego pobytu na powierzchni Marsa zeszła na drugi plan. Kurczowo trzymając się koncepcji gigantycznych stacji orbitalnych, służących do montażu gigantycznych statków, zespół przygotowujący Raport 90-dniowy starał się przedstawić jako niezbędne wszystkie technologie - istniejące, planowane oraz wyśnione - opracowywane w ramach programów badawczych NASA; w projekcie miało się znaleźć miejsce dla wszystkiego i wszystkich. W rezultacie powstała koncepcja wyprawy o najwyższym możliwym stopniu komplikacji, dokładnie wbrew wszelkim zasadom techniki.

Spójny projekt Inicjatywy Badań Kosmicznych

Pod koniec 1989 roku zaczęły się odzywać głosy, że konstrukcja misji, proponowana w Raporcie 90-dniowym, jest niespójna. Przeprowadzając systematyczną krytykę raportu, sporzą-

80 • CZAS MARSA

dziłem poniższe podsumowanie, umieszczane następnie wielokrotnie jako wstęp do każdego kolejnego opracowania związanego z projektem Mars Direct (zob. np. przypis 2), świadczące o moim ówczesnym przekonaniu o jego realności. Podsumowanie przedstawia kluczowe koncepcje projektu Mars Direct, dlatego zamieszczam tekst w całości, dodając jedynie pomocne wyjaśnienia w nawiasach kwadratowych.

Potrzebna jest obecnie konsekwentna i logiczna konstrukcja Inicjatywy Badań Kosmicznych (SEI), przez co rozumiem przejrzysty i inteligentnie dobrany zestaw celów oraz prosty, solidny i oszczędny plan ich osiągnięcia. Wybrane cele powinny oferować maksymalne korzyści, a ich osiągnięcie powinno zwiększać szansę realizacji jeszcze ambitniejszych zamierzeń w przyszłości. Prostota, solidność i oszczędność projektu wykluczają misje współzależne (np. misje księżycowe oraz orbitalne misje marsjańskie i ziemskie), które w rzeczywistości są wzajemnie niezależne. Zastosowane technologie powinny jednak być na tyle wszechstronne, by można je było wykorzystać do realizacji różnorodnych celów, co przyczyniłoby się do obniżenia kosztów wytwarzania wyposażenia. Najważniejszą przesłanką, którą należy kierować się podczas wyboru stosowanych technologii, jest maksymalizacja efektywności wyprawy w miejscu jej przeznaczenia, czyli na powierzchni obcej planety. Nie wystarczy dostać się na Marsa, trzeba jeszcze dokonać tam czegoś pożytecznego. Misje o zerowej efektywności są bezwartościowe.

Choć wydaje się, że powyższe zasady są dyktowane przez zdrowy rozsądek, zostały one pogwałcone we wszystkich dotychczasowych opracowaniach koncepcji SEI [np. Raport 90-dniowy]. W konsekwencji wytworzył się obraz SEI jako przedsięwzięcia tak kosztownego i nieatrakcyjnego, że mającego niewielkie szansę na uzyskanie poparcia finansowego ze strony Kongresu. Ogromne koszty realizacji tych projektów związane są z pomysłem zastosowania zupełnie innych rakiet nośnych do misji księżycowej i marsjańskiej, zupełnie innych statków rejsowych i technologii napędu rakietowego

.

OPRACOWANIE PLANU • 81

do misji księżycowej i marsjańskiej, a także zupełnie innych pojazdów terenowych na Marsie i na Księżycu; misja księżycowa miałaby ponadto wykorzystywać stację kosmiczną Free-dom - wielki kompleks orbitalny - do montażu sprzętu i tankowania paliwa. W ten sposób, zupełnie sztucznie, wyprawa na Czerwoną Planetę uzależniona zostaje od misji księżycowych. Ponadto koncepcje obu wypraw, na Marsa i na Księżyc, charakteryzują się wydajnością bliską zeru, gdyż nie podejmują poważniejszych prób umożliwienia astronautom przemieszczania się po powierzchni docelowego ciała niebieskiego. W przypadku misji marsjańskiej zakładany pobyt na powierzchni planety jest krótszy niż 5% całkowitego czasu podróży z Ziemi na Marsa i z powrotem. Wymóg spójności koncepcji SEI wyznacza pewne kierunki poszukiwania możliwych rozwiązań, a mianowicie:

1. Prosty i solidny projekt wyklucza uzależnianie misji księżycowych i marsjańskich od jakiejkolwiek infrastruktury LEO [czyli znajdującej się na niskiej orbicie okołoziemskiej, ang. Low-Earth-Orbit]. Budowa i konserwacja zawodnej i trudnej w naprawie orbitalnej infrastruktury byłaby niezwykle kosztowna. Ryzyko towarzyszące wyprawom międzyplanetarnym wzrasta przy wykorzystaniu konstrukcji umieszczonych w przestrzeni kosmicznej, gdyż sprawdzenie poprawności ich funkcjonowania sprawia problemy. Konieczność eliminacji infrastruktury LEO przemawia za stosowaniem zaawansowanych oraz/lub występujących lokalnie materiałów napędowych, które przyczyniłyby się do zmniejszenia ciężaru paliwa w stopniu umożliwiającym rezygnację z orbitalnego montażu statków.

2. Oszczędność wymaga zastosowania w przypadku lotów na Marsa, Księżyc oraz innych misji takich samych rakiet nośnych i statków rejsowych, technologii napędu rakietowego oraz, na ile to możliwe, pojazdów terenowych. Zakładane niskie koszty wykluczają stosowanie infrastruktury LEO, gdyż korzyści odniesione z ewentualnego ponownego użycia statków międzyplanetarnych nie są w stanie zrekompensować kosztów budowy infrastruktury orbitalnej. Wystarczy za-

82 • CZAS MARSA

uważyć, że jej koszt w przybliżeniu tysiąckrotnie przewyższa wartość ponownie wykorzystywanych układów statków kosmicznych (silników, awioniki). Z grubsza biorąc, inwestycja w infrastrukturę orbitalną zwróci się dopiero po przeprowadzeniu około tysiąca misji międzyplanetarnych i tyluż operacji ponownego montażu, czyli w bardzo odległej przyszłości. Konsekwencją wymogu oszczędności jest także dobór wyłącznie najefektywniejszych trajektorii (a więc klasy trajektorii koniunkcyjnych dla Marsa [o małym zużyciu paliwa i długim okresie przebywania na powierzchni]). Ponadto należałoby zarzucić realizację paru najbliższych planowanych misji na Marsa, wykorzystujących trajektorie z klasy opozycyjnej [o dużym zużyciu paliwa i krótkim okresie przebywania na powierzchni], gdyż wymagać będą zupełnie odmiennego wyposażenia od misji koniunkcyjnych. 3. Aby wyprawa była skuteczna, należy zapewnić astronautom na powierzchni planety:

a) czas,

b) mobilność,

c) energię.

Astronauci bez wątpienia potrzebują czasu, by przeprowadzić na powierzchni Marsa jakiekolwiek użyteczne badania lub eksperymenty z wykorzystaniem lokalnych zasobów. W ogóle nie można brać pod uwagę misji klasy opozycyjnej (lot w obie strony trwa półtora roku, z czego na pobyt na powierzchni Marsa pozostaje 20 dni). Również misje, zakładające spotkanie na orbicie marsjańskiej lub księżycowej (LOR, MOR, od ang. Lunar/Mars Orbital Rendezvous), są niewskazane z prostego powodu: jeśli czas pobytu na powierzchni ma być długi, to także okres przebywania statku głównego na orbicie będzie długi. Koncepcje LOR i MOR stawiają wyprawę w złym położeniu, skazując na wybór pomiędzy dwoma możliwościami: czy podczas długiego pobytu na powierzchni planety zostawić jakiegoś członka załogi na statku głównym na orbicie okołomarsjańskiej, w uciążliwych warunkach zerowej grawitacji i wystawionego na działanie promieni kosmicznych, na dodatek bez żadnego sen-

OPRACOWANIE PLANU • 83

sownego zajęcia, czy też pozostawić na orbicie statek główny bez załogi, licząc, że załoga zbierająca się do powrotu na Ziemię zastanie go w stanie nadającym się do użytku; gdyby się okazało, że jest inaczej, załoga mogłaby znaleźć się w beznadziejnym położeniu. Koncepcją alternatywną do LOR i MOR jest projekt, przewidujący powrót na Ziemię statku startującego bezpośrednio z powierzchni Marsa. W przypadku wyprawy na Księżyc bezpośredni powrót jest możliwy dzięki paliwu rakietowemu, wyprodukowanemu w całości na Ziemi, jednak efektywność misji znacznie by wzrosła, gdyby w drodze powrotnej udało się użyć wytworzony na Księżycu ciekły tlen. Bezpośredni powrót statku z powierzchni Marsa bezwzględnie wymaga wykorzystania lokalnych materiałów napędowych.

Astronauci muszą mieć możliwość swobodnego poruszania się po powierzchni, ponieważ w przeciwnym razie niemożliwe byłoby przeprowadzenie jakichkolwiek pożytecznych badań na planecie wielkości Marsa, a nawet Księżyca. Konieczny będzie transport do bazy zasobów naturalnych z odległych miejsc ich występowania. Uczestnicy wyprawy potrzebować będą środków transportu, by odwiedzać oddalone placówki, takie jak optyczne i radioastronomiczne obserwatoria na Księżycu. Kluczem do rozwiązania kwestii mobilności, zarówno na Marsie, jak i na Księżycu, jest produkcja - na bazie lokalnych zasobów - paliwa, które nadawałoby się zarówno do roverów terenowych dużej mocy, jak i statków z napędem rakietowym. W przypadku Księżyca wybór pada na tamtejszy ciekły tlen, spalający się z pomocą ziemskiego paliwa, na przykład wodoru lub metanu. Na Marsie można produkować metan/tlen oraz tlenek węgla/tlen, chemiczne kombinacje paliwa i utleniacza, a ponadto do zwiększenia siły ciągu podczas startu statku może posłużyć dwutlenek węgla w surowej postaci, podgrzewany w jądrowym termicznym silniku rakietowym.

Uruchomienie produkcji lokalnych materiałów napędowych, zarówno na Marsie, jak i na Księżycu, wymaga dużych ilości energii, możliwych do wytworzenia jedynie przez

84 • CZAS MARSA

reaktory jądrowe. Paliwa, po wyprodukowaniu, stają się wygodnym środkiem magazynowania energii jądrowej. Energię tę można później czerpać choćby z przenośnego generatora 100 kW napędzanego silnikiem spalinowym rovera. Prowadzenie przez astronautów różnorodnych badań i czynności związanych z utylizacją miejscowych zasobów naturalnych wymaga stworzenia środowiska bogatego w energię, zarówno w bazie, jak i w oddalonych punktach.

Widzimy zatem, że kierowanie się w Inicjatywie Badań Kosmicznych (SEI) wymogami prostoty, solidności, oszczędności i wysokiej efektywności nakazuje, by projekt bezpośrednich lotów na Marsa lub Księżyc odwoływał się do znanej metody startu, lotu i bezpośredniego powrotu na Ziemię z powierzchni planety, możliwego dzięki wykorzystaniu lokalnie występujących materiałów napędowych, które służyłyby zarazem jako paliwo do podróżowania po powierzchni i pozwalały korzystać z przenośnych źródeł energii.2

Przedstawione powyżej rozumowanie doprowadziło do opracowania nowatorskiej koncepcji wyprawy na Marsa, zwanej Mars Direct.

Narodziny projektu Mars Direct

W styczniu 1990 roku było już jasne, że plan zawarty w Raporcie 90-dniowym został trafiony i zatopiony. W związku z tym w Broadmoor Hotel w Colorado Springs doszło do zebrania członków kierownictwa firmy Martin Marietta w celu przedyskutowania sytuacji. Do udziału zaproszono dwie osoby, znane już w firmie z zainteresowań Marsem: Bena Clarka, pracownika niższego szczebla kierownictwa Martin Marietta, który był jednym z czterech naukowców, nadzorujących misję

2 R. Zubrin, D. Baker i O. Gwynne: Mars Direct: A Simple, Robust and Cost-Effec-tive Architecture for the Space Exploration Initiative, AIAA 01-0326, 29th Aero-space Science Conference, Reno, Nevada, styczeń 1991.

OPRACOWANIE PLANU • 85

Yiking w 1976 roku (zaprojektował eksperyment z fiuorescen-cją rentgenowską), i mnie, zaledwie starszego inżyniera - zajmowaliśmy więc zdecydowanie najniższe stanowiska wśród uczestników.

Benowi i mnie udało się przekonać członków zarządu Martin Marietta, że firma powinna utworzyć niewielki dobrany zespół, mający opracować własne, oryginalne podejście do lotów na Marsa, wolne od uprzedzeń i preferencji NASA. Trudno byłoby stworzyć niezły, oszczędny i dotyczący najbliższej przyszłości plan załogowej wyprawy badawczej na Marsa, gdyby wtrąciła się w to gromada osób, kierujących się czyimiś interesami i domagających się dostosowania projektu do wymagań jakichś kierowników lub grup w Centrach Kosmicznych NASA im. Johnsona i Marshalla. Nasz zespół miał być z założenia niezależny od takich wpływów; to właśnie próba zadowolenia wszystkich doprowadziła autorów Raportu 90-dniowego do stworzenia planów wymykających się spod kontroli.

Była to bardzo radykalna propozycja. Wśród menedżerów pracujących w przemyśle kosmicznym panuje przekonanie, że „klientowi" (a więc NASA lub siłom lotniczym armii amerykańskiej) należy zawsze mówić to, co on chce usłyszeć. Z pewnością w ten sposób najłatwiej zawrzeć kontrakt. My proponowaliśmy podejście przeciwne: zacząć od dobrych pomysłów i powiedzieć klientowi to, co powinien usłyszeć, niezależnie od tego, czy ma na to ochotę.

Al Schallenmuller, nowo powołany wiceprezes podwydziału cywilnych systemów kosmicznych, odpowiedzialny w Martin Marietta za SEI, był centralną postacią zebrania, mimo że nie zajmował najwyższego stanowiska pośród uczestników. Zdobył doświadczenie, pracując jako inżynier dla Kelly'ego Johnsona w słynnym warsztacie Skunkworks lotniczego koncernu Lockheed. Wiedział, że duże i trudne projekty można realizować tanio i szybko. Był jednym z głównych inżynierów, pracujących przy misji Yiking w 1976 roku i często opowiadał, jak bardzo ekscytujące było oglądanie pierwszego przekazanego przez Vi-kinga obrazu powierzchni Marsa. Schallenmuller naprawdę chciał ponownie wyprawić się na Marsa i wiedział, że Raport

86 • CZAS MARSA

90-dniowy zawierał plan nierealny; dlatego poparł naszą propozycję.

W lutym 1990 roku firma Martin Marietta powołała dwuna-stoosobowy „zespół do opracowywania scenariuszy" pod kierownictwem Ala Schallenmullera; zespół ów miał stworzyć „nowe, ogólne strategie" badania przestrzeni kosmicznej. Większość zespołu stanowili ludzie z wiedzą ogólną, jak Ben, ja czy David Baker, inżynier budowy statków kosmicznych, choć było też paru specjalistów: Bili Wilcockson, ekspert Martin Marietta w dziedzinie hamowania atmosferycznego - metody wykorzystania atmosfery planety do zwalniania lotu statku (Bili odegrał później kluczową rolę podczas pomyślnego hamowania atmosferycznego sondy Magellan w atmosferze Wenus); Al Thompson, specjalista od sztucznej grawitacji; oraz Steve Price, ekspert Martin Marietta w dziedzinie projektowania planetarnych roverów terenowych.

Ben i ja byliśmy najsilniej przekonani do pomysłu wyprawy na Marsa, choć nie do końca zgadzaliśmy się między sobą. Obaj uważaliśmy, że misja na Marsa wymaga małego zużycia paliwa, a zatem musi wykorzystywać trajektorie koniunkcyj-ne, oraz że nie ma potrzeby budowania bazy na Księżycu, a montaż statku w stacji orbitalnej stanowi ewidentny minus planu. W tym ostatnim punkcie nasze drogi się rozchodziły. Ben sądził, że zastosowanie robotów pozwoli montować statki kosmiczne na orbicie dzięki znajdującym się na pokładzie manipulatorom, zdolnym złożyć statek z dostarczonych części. Ponieważ Ben dopuszczał montaż na orbicie, nie starał się, w przeciwieństwie do mnie, zredukować za wszelką cenę masy ładunku wyprawy. Choć więc przez całe lata interesował się możliwością produkcji materiału napędowego na Marsie, nie widział potrzeby wprowadzania do projektu tej strategii. Nie dostrzegał również potrzeby maksymalizacji okresu przebywania na powierzchni Marsa: według planu Bena wyprawa spędziłaby półtora roku na orbicie areocentrycznej Czerwonej Planety, z wyjątkiem krótkiego, około miesięcznego wypadu na Marsa w małym statku ładowniczym. Ben rozważał użycie chemicznych materiałów napędowych, dostęp-

OPRACOWANIE PLANU • 87

nych na rynku, więc jego projekt był stosunkowo konwencjonalny (czyli zbliżony do Raportu 90-dniowego, a więc dominującego wówczas podejścia); zawierał plan budowy na orbicie 700-tonowego statku kosmicznego, jednak bez kosztownych, a zbędnych elementów - budowy baz księżycowych i infrastruktury orbitalnej. Początkowo Ben nazwał swoje podejście Koncepcją 6, później zmienił nazwę projektu na Koncepcja prostej strzaly.

Nie zgadzałem się z rozumowaniem Bena, uważając, że metoda składania statku przez roboty się nie sprawdzi. Ponadto konieczność wysłania w przypadku każdego startu 700 ton ładunku na LEO spowodowałaby, że z pewnością nie odbyłoby się wiele wypraw na Marsa; trzydziestodniowy okres pobytu na powierzchni wykluczałby też przeprowadzenie jakichkolwiek sensownych badań. Moim zdaniem celem wyprawy na Marsa nie było ustanawianie nowego rekordu odległości, lecz zbadanie planety i jej kolonizacja. Perspektywa ciągłej obecności na Marsie wymaga przeprowadzenia wielu misji, co można osiągnąć, redukując masę wyprawy, a tym samym koszty ekspedycji. Najłatwiej jest to osiągnąć, produkując materiał napędowy na powierzchni Marsa. W 1989 roku wykonałem badania wskazujące, że strategia ta, w połączeniu z użyciem napędu jądrowego podczas lotu z Ziemi na Marsa, pozwala wysłać załogową misję za pomocą pojedynczej rakiety nośnej Saturn 5, rakiety tego samego typu, co w misji Apollo. Dzięki zastosowaniu pojedynczej rakiety nośnej montaż i start mogą się odbywać na powierzchni Ziemi, na Przylądku Canaveral, a budowa statku na orbicie jest zbędna. Ponadto wykorzystanie marsjańskiego paliwa pozwoliłoby na lądowanie całej wyprawy na powierzchni Marsa; nikt ani nic nie musiałoby pozostawać na orbicie i cały długi pobyt na planecie można by wykorzystać na prowadzenie pożytecznych badań. Oto sposób dotarcia na Marsa: bezpośredni start za pomocą jednej rakiety nośnej, wykorzystanie napędu jądrowego podczas lotu po trajektorii Ziemia-Mars oraz bezpośredni powrót z powierzchni planety dzięki materiałom napędowym, wyprodukowanym na miejscu.

88 • CZAS MARSA

Kolej na pomysły Davida Bakera. Baker, człowiek bardzo bystry, był wówczas w Martin Marietta głównym inżynierem, pracującym nad konstrukcją kosmicznego pojazdu rejsowego (STV, od ang. Space Transfer Yehicle, promu służącego do podróży na Księżyc). Baker musiał wychodzić z siebie, by spełnić arbitralne wymagania, narzucane przez NASA. Zażyczono sobie na przykład, by STV mógł wylądować na Księżycu, nawet gdyby dowolne dwa silniki uległy awarii. (Ładownik księżycowy misji Apollo miał tylko jeden silnik). Wymogi symetrii siły ciągu powodują, że potrzebnych jest wtedy pięć silników, podczas gdy w zasadzie wystarczyłby jeden. W takiej sytuacji statek dysponowałby zbyt wielką w stosunku do potrzeb siłą ciągu, trzeba by więc zdławić pracę silników do około 10% mocy, do czego nie były przeznaczone, i w konsekwencji opracowywać nowy kosztowny projekt silnika. Co więcej, NASA chciała, by silniki były zdatne do ponownego wykorzystania. Powodowało to bardzo znaczne zwiększenie kosztów i masy startowej ze względu na konieczność wleczenia pięciu ciężkich silników najpierw na Księżyc, a potem z powrotem na orbitę, gdzie w stacji montażowej, zbudowanej za wiele miliardów dolarów, byłyby po dokonaniu kontroli ponownie montowane. A wystarczyłby gotowy, znajdujący się w ofercie handlowej firmy Pratt & Whitney, silnik RL-10 w cenie 2 milionów dolarów. Pracując nad STV, Baker starał się zrobić jak najwięcej jako „gracz zespołowy", lecz kiedyś wyznał mi, że „to wszystko nie ma żadnego sensu".

Baker uczestniczył we wcześniejszych pracach nad projektowaniem wypraw na Marsa, których kierunek wyznaczało rozumowanie zbliżone do zawartego w Raporcie 90-dniowym, lecz było oczywiste, że logika tych prac (lub jej brak) bardzo mu przeszkadzała. Pewnego razu zapoznał się z moimi pomysłami. Jedne zaakceptował od razu, do innych musiałem go przekonywać - jak do kluczowej roli produkcji materiałów napędowych na Marsie. Niektórych rozwiązań w ogóle nie chciał przyjąć, na przykład wykorzystania napędu jądrowego podczas pierwszych misji na Marsie. Uważał, że opracowanie technologii napędu jądrowego kosztowałoby zbyt wiele, a przekonanie

OPRACOWANIE PLANU • 89

opinii publicznej do tego rozwiązania nie byłoby łatwe. Nie zgadzałem się z tymi argumentami. W przypadku długofalowego programu badań Marsa wydatki na opracowanie napędu jądrowego z pewnością zwróciłyby się po dwóch-trzech wyprawach dzięki obniżeniu kosztów startu; zakrojony na dużą skalę program eksploracji Marsa wymaga stosowania jądrowego napędu rakietowego. „Jeśli będziesz upierał się przy napędzie jądrowym już przy pierwszej wyprawie, spowodujesz opóźnienie realizacji całego programu, a może nawet doprowadzisz do tego, że zostanie zaniechany" - odpowiadał Baker.

Ten argument mnie przekonał. Nie miałem wątpliwości, że realizacja programu wysłania ludzi na Marsa powinna odbywać się w maksymalnym tempie. Szybka realizacja projektu oznacza oszczędności, gdyż koszty równe są liczbie zaangażowanych osób pomnożonej przez czas. Ponadto, aby uzyskać środki na kontynuację, każdy poważniejszy program musi co roku trafić do Kongresu, co grozi decyzją o przerwaniu jego realizacji, wynikającą często z zakulisowych rozgrywek lub osobistych uprzedzeń. Każda dyskusja w Kongresie przypomina rosyjską ruletkę i można jedynie mieć nadzieję, że jeszcze raz dopisze szczęście.

W 1961 roku prezydent John F. Kennedy wyznaczył cel: wysłać ludzi na Księżyc przed rokiem 1970. W 1968 roku zmieniła się administracja rządowa i prezydent Richard Nixon wycofywał się z programu, choć astronauci lądowali już na Księżycu. Gdyby Kennedy wezwał do zdobycia Księżyca w ciągu 20, a nie 10 lat, w roku 1969 NASA kończyłaby dopiero realizację programu Mercury, a perspektywa wyprawy na Księżyc byłaby wciąż bardzo odległa. Jeśli chcemy załogowego lotu na Marsa, trzeba to zrobić w ciągu dekady, a nie 20 lub 30 lat.

Musiałem przyznać, że projekt napędu jądrowego - w przeciwieństwie do lotu na Marsa - będzie prawdopodobnie musiał poczekać na realizację. Jądrowy napęd rakietowy bez wątpienia zostanie w końcu opracowany, gdyż pozwoli zmniejszyć koszty startu niemal dwukrotnie, lecz postanowiłem na to nie czekać. Musimy wybrać się na Marsa, wykorzystując to, czym dysponujemy obecnie; udoskonalenia można wprowadzać póz-

90 • CZAS MARSA

niej. Im więcej czasu spędzałem z Bakerem, dyskutując o technicznych i filozoficznych aspektach budowy statków i projektu wyprawy, tym bardziej nasze stanowiska się zbliżały; zdecydowaliśmy się więc podjąć współpracę.

Pod wieloma względami stanowiliśmy niezbyt dobraną parę: ja jestem niski, a Baker bardzo wysoki, ja jestem energiczny, Baker zaś - flegmatyczny, ja jestem optymistą, podczas gdy on to urodzony pesymista. Ponadto jestem romantykiem, a Baker egzystencjalistą; mój ulubiony film to Casablanca, jego zaś -Brazil Moje rozumowanie pełne jest myślowych przeskoków, podczas gdy argumenty Bakera układają się w konsekwentny ciąg. Za swoje credo wybrałem cytat z Hegla: „Wielki cel wymaga pasji". Baker, gdy mu kiedyś przytoczyłem to zdanie, skrzywił się i wyszedł z pokoju. Zdaniem Bakera pasja i technika nie mają ze sobą nic wspólnego. Jest przekonany, że wystarczy świetnie wykonywać pracę i dobrze żyć, tymczasem ja pragnę zmieniać świat.


Дата добавления: 2015-10-28; просмотров: 50 | Нарушение авторских прав


<== предыдущая страница | следующая страница ==>
6 страница| 8 страница

mybiblioteka.su - 2015-2024 год. (0.014 сек.)